You be running up that hill
Grupa czwarta miała zebranie. Kazumi stała w szeregu wraz z trzeba innymi dziewczynami i dwoma chłopakami. Wiedziała, że wśród tych osób nie ma nawet jednej, która darzyła ją sympatią. Prawdopodobnie nie była to nawet stojąca przed nimi szesnasta oficer, która została mianowana na to stanowisko po wojnie na miejsce Taraki.
- Nasza grupa dostała nowe rozkazy - oznajmiła szenasta oficer, Kari Ayanawa. Była średniego wzrostu szatynką. Miała ładną, delikatną twarz, którą ukrywała za grubymi szkłami okularów. - Zostajemy wysłani na tydzień do Karakury na rutynowy patrol. Nie musicie się martwić, to tylko w razie pojawienia się pustych. Macie kilka godzin na to, żeby odpocząc i się przygotować. Wyruszamy dzisiaj o osiemnastej.
- Dobra, ale czy czasem nie była i tak kolej grupy drugiej? - zapytała jedna z dziewczyn, Yui, wysoka, długonoga blondynka.
- Nie wspominając, że przecież idzie z nami księżniczka - dodał złośliwie Shoichi. Oczywiście miał na myśli Kazumi, dla której “księżniczka” było używane raczej jako obelga, choć zaczęło się raczej od bardzo niefortunnego, lecz oficjalnego zwrotu “księżniczka rodu Kuchiki” użyta przez jednego z oficerów. Szybko jednak zaczęto używać tego jako złośliwość. - Nie lepiej, żeby została? Czy mamy ją może chronić.
- Nie potrzebuję ochrony - odparła chłodno Kazumi. - Martw się o własny, kościsty tyłek.
- Cisza, proszę - jęknęła Kari. - Dokument dotarł do mnie chwilę temu, ze świeżą pieczątką kapitana i podpisem. Jestem pewna, że kapitan wie, co robi. A jak mówiłam, to tylko rutynowe patrole.
- Rutynowe patrole miesiąc po wojnie - inna z dziewczyn, Misako, wywróciła oczami. - Nie ma w tym nic rutynowego. W świecie ludzi na pewno roi się od pustych i niedobitków Arrancarów.
- To jak wy przetrwaliście bitwę, jeśli boicie się nawet pustych? - sarknęła Kazumi, krzyżując ręce na piersi. - Pewnie chowając się gdzieś w ostatnich szeregach, jak tchórze - dodała z nutą pogardy.
- Gdyby nie ty, tej wojny nawet by - zaczęła Yui, ale uciszyła ją Kari:
- Dosyć tego, kochani. Proszę, miejcie trochę rozsądku. Czy może powinnam iść do kapitana i powiedzieć, że nasza grupa nie jest gotowa na takie zadanie?
Yui coś jeszcze mamrotała. Zresztą nie tylko ona wyglądała na niezadowoloną. Mimo to rozeszli się, wiedząc, że nie mają wyboru. Tylko Kazumi i Kari zostały, choć Kazumi również zamierzała udać się do domu i może zajrzeć do Setsuko.
- Do zobaczenia o osiemnastej - rzuciła w stronę przełożonej. - Dzięki.
- Nie zrobiłam tego dla ciebie - odparła z powagą Kari. - Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja obecność w mojej grupie jest dla mnie jedynie problemem.
- Wyszło szydło z worka - roześmiała się Kazumi.
- Chciałam cię prosić, abyś przestała ich prowokować.
- Ja nikogo nie prowokuję, ale nie dam się też zakrzyczeć przez bandę przeciętniaków.
- Mam nadzieję, że nie będziesz sprawiać problemów w świecie ludzi. Jeśli masz zamiar tak się zachowywać, może powinnaś poprosić kapitana o urlop na te kilka dni. Na pewno się zgodzi.
- Nie omieszkam zapytać - zaświergotała słodko Kazumi, jednak gdy jej przełożona oddaliła się, uśmiech zniknął z jej twarzy.
You and me running up that hill
Czuła się lekko spięta, gdy przechodzili przez Bramę do świata ludzi. Nie była tam od dnia ostatniej bitwy. A gdy po raz pierwszy jej grupa wysłana została tam, Toshiro kazał Kazumi zostać na terenie oddziału.
Jej ręka zadrżała, więc przytrzymała ją drugą ręką. Nie mogła się zdradzić. Wyprostowała się i wyminęła Yui i Kari, przechodząc przez Bramę jako pierwsza. Chwilę później była już na miejscu.
Ku jej zaskoczeniu, nie było tam żadnych śladów bitwy. No tak. Front w Karakurze był dużo mniejszy, zresztą minął już dobry miesiąc, a ludzie wciąż żyli, jakby nic nigdy się nie stało. Nic nieświadomi ludzie chodzili ulicami miasta, kontynuując nic nieznaczące starania.
Całą grupą udali się do “Domu Urahary”, choć nawet Kazumi nie wiedziała, dlaczego jedna z lokalnych baz nazywana była domem kapitana Dwunastki. Może następnym razem zapyta o to Setsuko. O ile nie zapomni.
- Ja wezmę nocną wartę - oznajmiła Kazumi, zanim jeszcze zdążyli się rozłożyć.
- Jesteś pewna? - zapytała Kari.
- Tak. Tak.
- Cóż… I tak potrzebujemy jeszcze jedną osobę.
- To ja też - zgłosił się Shoichi.
- No dobrze - zgodziła się Kari, choć nie była do końca przekonana.
Tak też się stało. Gdy nastała noc. Wszyscy poza Kazumi i Shoichim poszli spać. Kazumi siedziała na dachu, czekając na nadejście poranka. Lub Pustych. Pustych nawet bardziej. Naprawdę liczyła na to, że będzie mogła coś rozwalić, jednocześnie pokazując swoją siłę grupie, do której należała dopiero od niedawna.
Wojna pochłonęła wiele żyć, wielu shinigami poległo. W efekcie oddziały musiały się restrukturyzować i często połączyć rozbite w grupy razem, żeby stworzyć jakąś całość. Kazumi liczyła na to, że trafi do jednej grupy z Shunem, ale tak się nie stało. Toshiro o tym nie pomyślał, plan został zatwierdzony, a Kazumi nie chciała już, żeby zmieniał rozpiskę pod nią.
Shoichi dołączył do Kazumi nieco później, twierdząc, że zrobił mały obchód, ale kto wie, co tak naprawdę robił. Może się migdalił z jedną z długonogich blond Bambi, a może uciął komara przed nocką. W sumie niezbyt ją to interesowało. Byle tylko nie sprawiał kłopotów.
- Jak mija noc? - zagadnął luźno Shoichi, siadając na dachu sąsiedniego domu.
- Czego chcesz? - zapytała Kazumi, patrząc na niego podejrzliwie. - Dlaczego zgłosiłeś się ze mną do patrolu.
- Chciałem pogadać. Nie można?
- Pogadać - zakpiła Kazumi. - Czegoś chcesz.
- Nie - Shoichi pokręcił głową. - Wręcz przeciwnie. Chciałem cię ostrzec.
- Przed czym? Pustymi? Byciem shinigami? Zawiścią ludzi? Zaskocz mnie.
- Nie musisz być taka złośliwa. Próbuję ci pomóc. Wydaje mi się, że dziewczyny planują coś niebezpiecznego.
- W sensie?
- Po pierwsze, to nie była nasza kolej na patrol. Myślę, że coś tu nie gra. Zresztą słyszałem je wcześniej, jak szeptały. Zamierzają coś zrobić, ale nie wiem co.
- I dlaczego mi to mówisz? - zapytała Kazumi.
- Bo myślę, że spróbują czegoś, kiedy pojawią się Puści. A to może doprowadzić do tragedii.
- To dlaczego nie zgłosiłeś tego do Kari.
- Bo nic jeszcze nie zrobiły. Zresztą chodzi im o ciebie, ale to dziecinne.
- To czemu im tego nie powiesz? Że to dziecinada i żeby przestały - ciągnęła dalej Kazumi. - Powiedziałeś mi i co? Chcesz za to medal? W rzeczywistości nie zrobiłeś nic, co zasłużyłoby na pochwałę.
- Bo mam szansę się w tym tygodniu zabawić. Mamy w grupie ładne dziewczyny, nie będę psuł sobie u nich opinii.
- Czyli ostrzegasz mnie, bo nie podoba ci się, co zamierzają zrobić, ale tak naprawdę nie zamierzasz nic zrobić, bo chcesz którąś przelecieć. Ale mówiąc mi oczyściłeś sobie sumienie? - zakpiła Kazumi. - Żałosne. Doprawdy… Żałosne. Ale nie jestem zaskoczona. Szkoda tylko, że to właśnie ludzie twojego pokroju, mają czelność winić mnie o cokolwiek. Bo tylko to potraficie, zwalać odpowiedzialność na innych.
You and me won’t be unhappy
Nie spodziewała się, że znowu zobaczy Hiroto. Zwłaszcza w swoim biurze, za dnia. Oczywiście to oznaczało, że przyszedł służbowo, ale jako że był trzecim oficerem, mógłby wizytę w Szóstce oddelegować komuś innemu, zwłaszcza teraz, gdy wciąż pełnił też trochę obowiązki vice-kapitana. Dziewiątka obecnie nie miała żadnego, odkąd Hisagi został mianowany na kapitana Trójki.
- Dzień dobry, pani kapitan - przywitał się grzecznie, kłaniając się. - Witaj, Corrie.
- Dzień Dobry, Hiroto - odpowiedziała Corrie.
Setsuko nie odezwała się jednak od razu, bacznie obserwując gościa.
- Przyniosłem dokumenty - oznajmił, więc Hiroto, a na jego twarzy zabłysł promienny uśmiech, który tylko Corrie odwzajemniła. Może nie byli sobie zbyt bliscy, ale znali się już od wielu lat. Jeszcze zanim którekolwiek z nich zostało Trzecim Oficerem. Lubiła Hiroto. Zawsze był miły, kulturalny i nawet zabawny. - Ale mam też pewną sprawę, którą chciałbym omówić z panią kapitan na osobności - dodał. - Przepraszam, Corrie, mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w niczym ważnym.
- Skąd - odparła lekko Shiroyama. - I tak prawie skończyłam raporty, a chwila przerwy i herbata na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi.
- Doskonale. Naprawdę nie chciałbym przeszkadzać. I tak wiem, że masz sporo obowiązków.
- Dziękuję, ale nie musisz się martwić - odparła z uśmiechem Corrie i wyszła, nie podejrzewając niczego.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, uśmiech zniknął z twarzy Hiroto. Przysiadł lekko na brzegu biurka Shiroyamy i spojrzał na obserwującą go w milczeniu Setsuko.
- Widzę, że już nie pijesz. A przynajmniej nie w pracy - mruknął. - Mogę uznać, że jest w tym moja zasługa?
- Tak bym tego nie nazwała - odparła Setsuko tak beznamiętnie, jak tylko umiała. - Przestałam pić, żeby nie musieć już więcej oglądać twojej twarzy. Ale nawet to musiałeś zepsuć.
- A ja przyszedłem cię nawet pochwalić dzisiaj.
- Nie potrzebuję twojej pochwały. Jeśli to wszystko, zostaw dokumenty i możesz isć.
- Nie, nie. To nie jest wszystko - oznajmił pospiesznie Hiroto. - Chciałem ci też o czymś opowiedzieć. W końcu chciałaś wiedzieć, dlaczego ci wtedy pomogłem. Skoro przestałaś pić, myślę, że zasłużyłaś na nagrodę.
- Nie dziekuję.
- Nie krępuj się - mruknął Hiroto. - Zasłużyłaś. Otóż sam miałem kiedyś podobny problem z alkoholem. Jeszcze jako szeregowy shinigami. Awansowałem dopiero, gdy przestałem pić i wziąłem się do roboty, a dziś jestem Trzecim Oficerem. Tylko widzisz, ja nie miałem nikogo wtedy, kto pomógłby mi otworzyć oczy i zrozumieć, że rujnuję sobie życie. Ty takich ludzi wokół siebie masz, a na razie jedynie ich odtrącasz.
- To nie jest twoja sprawa.
- Ja byłem jedynym z mojej wioski w Rukongai, który dostał się do Akademii. Ale jako że byłem z daleka i pochodziłem z biednej rodziny, musiałem ciężko pracować, żeby utrzymać się w Akademii. Nie miałem czasu na przyjaciół. Była przy mnie tylko jedna osoba, którą poznałem jeszcze w trakcie nauki. Była nią Seiko, moja żona - oznajmił Hiroto. - Zginęła podczas pierwszej wojny z Aizenem. Ale ty to już wiesz - dodał, krzywiąc się. - Wiem, że szperałaś w dokumentach moich i Seiko. Nieładnie jest szpiegować ludzi.
- Sam jesteś sobie winny. Zaczepiłeś mnie, gdy poszłam na grób męża, więc byłam ciekawa, kogo ty odwiedzasz.
- Otóż, to nie twoja sprawa.
- Moje picie też nie było twoją sprawą - syknęła Setsuko. - A jednak wlazłeś z butami w moje życie, postanowiłeś mnie upokorzyć i postawiłeś sobie za cel, wkurzać mnie za każdym razem, gdy cię widzę.
- Zrobiłem to, żeby ci pomóc. Moje metody może nie są najmilsze, ale skuteczne. Nie mam w zwyczaju głaskania po główce kogoś, kto się nad sobą użala.
- I co jeszcze może mam ci dziękować?
- Podziękujesz mi, jak w pełni wyjdziesz na prostą. Przestałaś pić, to teraz jeszcze pogódź się z przyjaciółmi i zajmij się córką.
- Wynoś się - zawarczała Setsuko, wskazując drzwi. - Wynoś się z mojego biura i nie chcę cię tu więcej widzieć.
If I only could,
I'd make a deal with God,
Zapukała do drzwi i czekała. Dawno tu nie była. Może dlatego, że dom brata wciąż napełniał ją nostalgią. Zresztą w czasie wojny nie było czasu na domowe wizyty, a po wojnie… Po wojnie jakoś tak wyszło.
Sama nie wiedziała, dlaczego właściwie przyszła. Dlaczego posłuchała tego dupka, Nakamury i teraz jak debil stała przed drzwiami domu Bris. A jednak próbowała naprawić stosunki z przyjaciółką i szfagerką. Może dlatego, że w całej złośliwości Nakamury, opowieść o jego żonie wydawała się być szczera.
Drzwi się otworzyły, wyrywając Setsuko z zamyślenia. Tuż przed nią stała Bris, wyraźnie zaskoczona niezapowiedzianą wizytą.
- Setsuko… Co ty tutaj robisz?
- Mogę wejść? - zapytała nieśmiało Setsuko.
- Tak, chodź - powiedziała pospiesznie Bris, wpuszczając ją do środka i obie kobiety udały się do kuchni, gdzie zwykły kiedyś przesiadywać nad winem i plotkować. - Coś się stało?
- Tak i nie… Przyszłam… Przyszłam cię przeprosić - oznajmiła Setsuko. - Nie zasłużyłaś na takie traktowanie z mojej strony. Nawet jeśli to wszystko jest dla mnie bardzo trudne, to jednak próbować pomóc. Nie chcę, żebyśmy się unikały…
- Nie unikałam cię - zaprzeczyła Bris. - Właściwie nie jestem nawet zła. To Rangiku była wkurzona bardziej. Byłam tylko zajęta spotkaniami z Yumichiką, Yachiru i paroma innymi osobami. Próbuję ich wspierać, więc byłam trochę na każde zawołanie ostatnio.
- Ale i tak przepraszam.
- Wiem, że jest ci ciężko. Przecież przeszłam przez to samo. A każdy inaczej radzi sobie z utratą bliskiej osoby.
- Ale w tym rzecz właśnie, że ja sobie wcale nie radzę. Mam wrażenie, że wszystko się sypie. Kazumi mnie potrzebuje, a ja nic nie mogę zrobić. Zostałam kapitanem, ale moi podwładni mnie nie akceptują, a przecież łudziłam się, że jako kapitan będę miała wpływ na sytuację i zdołam ochronić Kazumi. Zamiast tego pogrążam się jedynie w rozpaczy i alkoholu. Musiałam się kompletnie zbłaźnić przed jakimś oficerem, żeby otrząsnąć się chociaż na tyle, żeby nie pić w pracy.
- Ojej, no to nie jest za dobrze.
- Nie umiem żyć bez Byakuyi. Nie wiem, co mam zrobić. Jak mam żyć? Wolałabym, żeby to on był tu teraz zamiast mnie.
- Nie mów tak - skarciła ją Bris. - Zrobię ci jakiejś herbaty na uspokojenie - oznajmiła, wstawiając czajnik na gaz. - Nie martw się. Coś wymyślimy w sprawie Kazumi. Masz przyjaciół, którzy chętnie ci pomogą. Zresztą wątpię, żeby Toshiro pozwolił zrobić jej krzywdę. Przede wszystkim musisz wziąć się za siebie i sobie pomóc. Inaczej nie poradzisz sobie ani z Kazumi, ani z oddziałem i tylko będziesz się wyniszczać.
- Nic nie umiem na to poradzić, że mam ochotę tylko rozpłynąć się w ciemności i nieistnieć. Nie bez niego.
- Och, Setsu… - jęknęła Bris, biorąc ją w ramiona. - Spróbuj przyjść na nasze spotkania.
- Nie wiem, może - mruknęła Setsuko, odsuwając się, gdy czajnik zaczął gwizdać. - Pomyślę nad tym.
- Nie ma tam chyba nikogo, kogo nie znasz. Yachiru, Yumichika, Mitsuko przychodzi też. Wiesz, jak blisko była z Makoto. Czasami przychodzi jeszcze jedna dziewczyna z Ósemki, która straciła i męża i siostrę. No i jeszcze jest Hiro, ale on akurat bardziej, żeby pomóc.
- Hiro?
- Hiroto.
- A nazwisko?
- Nakamura.
- Nieeeeee. W życiu nie - powiedziała kategorycznie Setsuko. - Dopóki on tam jest, ja się w życiu nie pojawię.
- Dlaczego? Nie wiedziałam nawet, że się znacie.
- Ośmieszył mnie, ciągle mnie zaczepia, krytykuje i kpi ze mnie, mimo że jest niższy rangą i prawdopodobnie młodszy. Kompletny dupek.
- Ok, skoro tak mówisz… - westchnęła Bris, podając Setsuko czarkę z herbatą jaśminową. - Chociaż to dziwne, bo jego wszyscy bardzo lubią.
- Nie wszyscy.
- Och! - Bris klasnęła w dłonie. - Wiesz co? Teraz sobie przypomniałam coś z mojego świata, szkoda, że na to wcześniej nie wpadłam.
- Na co?
- Rytuał oczyszczenia. Jeśli zapalisz ogień, przedrzesz i spalisz swoje zdjęcie, mówiąc inkantację, wyzbywasz się negatywnych emocji.
- Magia? - Setsuko skrzywiła się, patrząc na przyujaciółkę sceptycznie.
- Co prawda to raczej placebo, ale ludzie mówili zawsze, że czuli się lepiej. Sama chyba nawet kiedyś zrobiłam. Chyba właśnie po śmierci Shigeru. Wiesz, tonący brzytwy się chwyci. Zaraz poszukam, co to było za zaklęcie.
- No nie wiem. Brzmi dziecinnie.
- Spróbuj. Co ci szkodzi. To ma być jedynie dla ciebie, wiesz, psychologiczne działanie.
And I'd get him to swap our places
Skrzywiła się, patrząc na zgromadzone na stole w salonie gadżety. Sama nie wierzyła, że naprawdę zamierzała się w to bawić. Ale było tak, jak powiedziała Bris, tonący chwyci się nawet brzytwy. Dlatego w drodze do domu kupiła świeczki, jakieś śmierdzące kadzidełko, jakieś kryształki, wszystko, co kazała Bris i teraz patrzyła na to z lekką trwogą.
Popatrzyła na kartkę, na której Bris wszystko rozrysowała, posiłkując się internetem. Setsuko namalowała kredą pentakl na stoliku do kawy. W środku położyła naczynie, w którym miała spalić swoje zdjęcie na popiół. Na ramionach gwiazdy ustawiła świeczki i zapaliła je. Wokół poukładała kryształy.
Zapaliła świeczki, zapaliła kadzidełko i popatrzyła na inkantację. Położyła ją na stole przed sobą, żeby widzieć. Ręce musiała mieć jednak wolne, żeby podrzeć zdjęcie.
Fotografia była sprzed dobrych kilku lat. Setsuko nie była nawet pewna z jakiej okazji, bo rzadko pozowała sama. Ciężko jej było znaleźć zdjęcie bez Byakuyi lub dzieci, ale po kilku godzinach poszukiwań dopięła swego.
- No dobra - mruknęła, westchnąwszy ciężko. - Ad tenebrae, ad lumen, ad malum, ad bona. Ego abnedo ira, luctus, dolor, zelus et caligo in me. Dea lunae, auxillum me. Dare me libertas ab malum. Abulo me. Sino accido ita - wyrecytowała, po czym przedarła swoje zdjęcie, podpaliła i położyła w naczyniu na środku, pozwalając spłonąc kompletnie.
Chwilę to trwało, ale w końcu ze zdjęcia został tylko popiół. Jednak Setsuko nie czuła się jakoś specjalnie inaczej. Może poza ciarkami wywołanymi okultystyczną oprawą tej zabawy. Nieco rozczarowana, zabrała się za sprzątanie, zanim ktoś zobaczy, że nowa kapitan Szóstki bawi się w czarodziejkę.
Be running up that road,
Obudziła się, wzięła prysznic, ubrała się. Nawet zrobiła sobie śniadanie. Popatrzyła na flaszkę, która stała od wczoraj na blacie w kuchni. Nieruszona, bo Setsuko pobawiła się w czarownicę i poszła spać. Teraz miała ochotę chwycić za butelkę i wylać zawartość do zlewu. Ale jeszcze tak jej nie pogięło, żeby zmarnować butelkę dobrej whisky, więc schowała ją do barku.
Zjadła śniadanie, umyła zęby, po czym nieco przed czasem udała się do biura, gdzie usiadła z kubkiem kawy. Popatrzyła przez okno, na schodzących się shinigami. Ogrody zalane były promieniami słońca. Uśmiechnęła się do siebie.
Może jednak ten rytuał od Bris pomógł? Czuła się, jakby nieco lżej. Co prawda na myśl o Byakuyi wciąż robiło jej się przykro, ale zdawała się już nie czuć tego gniewu i żalu, który konsumował ją od środka.
Zaczęła się do pracy, choć z tyłu głowy odnotowała sobie, że musi podziękować Bris. Może nawet pójdzie na jedno z tych jej spotkań dla złamanych serc. Wciąż też musiała w końcu zmierzyć się z Rangiku, choć nie odważyła się tego zrobić nawet po wizycie Yumichiki.
Wpadł do niej z wizytą kilka dni wcześniej. Chyba tylko z nim zdołała się nie pokłócić. I to chyba tylko dlatego, że poza przyjaźnią łączyło ich coś jeszcze. Miłość do Kazumy - choć nie w tym samym czasie. Yumichika wspomniał wtedy, że Matsumoto wciąż martwi się o nią i także o Kazumi.
Przy okazji odwiedzić w Dziesiątce, mogłaby zobaczyć, jak wygląda sytuacja z Kazumi. W końcu nadal nie zdołała nic zdziałać. Nawet nie widziała córki już od dobrych kilku dni.
- Dzień dobry - powitała Corrie, która zjawiła się jako pierwsza w biurze.
- Dzień dobry, Setsuko.
- Mam coś na twarzy? - zapytała Setsuko, czując, że Corrie dziwnie jej się przygląda.
- Nie, po prostu wyglądasz, jakbyś miała naprawdę dobry humor.
- Cóż… Nie szłabym może tak daleko, ale czuję się zdecydowanie lepiej dzisiaj - wyjaśniła Setsuko. - Na razie nie ma dużo pracy. Zdążyłam wypełnić te kilka papierów, które zostały z wczoraj. Później pewnie się nazbiera, ale na razie nie mamy nic do zrobienia. Dlaczego nie przejdziesz się na spacer do Piątki? Ja też muszę gdzieś zajrzeć - oznajmiła, wstając z fotela.
- No dobrze - przytaknęła Corrie.
Obie kobiety skierowały się do wyjścia. Na to wszedł Renji.
- Co jest? Mamy jakieś spotkanie kapitanów?
- Czy wtedy ja też bym szła? - zapytała luźno Corrie.
- No nie - Renji podrapał się po karku i łypnął na Setsuko, potem znów na Corrie. - To gdzie idziecie?
- Wygląda na to, że mamy wolny poranek - odparła spokojnie Setsuko. - Nie ma nic do zrobienia, więc idziemy się przejść. Dlaczego też nie przejdziesz się do Trzynastki.
- Dobra.
Be running up that hill
W końcu Corrie i Setsuko musiały się rozdzielić i blondynka musiała dalej udać się sama. Trochę nawet stresowała się spotkaniem z Rangiku, choć powinna wiedzieć lepiej. Tym bardziej, że Yumichika wspomniał jej, że to ona go wysłała. Mimo to Setsuko czuła się spięta.
Gdy zawitała do Dziesiątki, nigdzie nie widziała córki. Właściwie nigdzie jej też nie wyczuwała. To było trochę dziwne, bo jeszcze do niedawna Toshiro nie zgadzał się wysłać Kazumi na żadną misję terenową, ale może zmienił zdanie.
W tym czasie Rangiku drzemała pod jednym z drzew w ogrodzie. Odwaliła kawał dobrej roboty z dokumentami i postanowiła, że zasłużyła na przerwę. Podniosła się jednak, wyczuwając zbliżającą się Setsuko.
- Coś się stało?
- Nie, właściwie to nie - odparła Setsuko, lekko zakłopotana.
- Kapitan powinien być u siebie.
- Nie przyszłam tu do Toshiro, tylko do ciebie.
Matsumoto popatrzyła groźnie na blondynkę, po czym nagle uśmiechnęła się promiennie i oznajmiła:
- Nie martw się. Już się nie gniewam.
- Ale i tak przepraszam.
- Choć do biura, napijemy się herbaty - zaproponowała Rangiku. - Zawołamy też Kazumi i posiedzimy we czwórkę.
- A to Kazumi nie jest w terenie? - zdziwiła się Setsuko.
- Jak w terenie? No co ty - Matsumoto machnęła ręką. - Toshiro jest zbyt zakochany, żeby ją gdzieś puścić za daleko od siebie.
- Ale w ogóle nie wyczuwam jej energii.
- Hm. Dziwne. Może Toshiro zmienił zdanie. Coś wspomniał, że mu ostatnio nawtykała. Ponoć groziła, że zmieni oddział - oznajmiła Rangiku. - Kazumi to dzielna dziewczyna. Może wreszcie postawiła na swoim.
- No może.
- Albo chowa się przede mną. Chyba też ostatnio wydawało jej się, że jestem na nią zła. Ja nie wiem, co jest z kobietami od Kuchikich. Przecież nie jestem taka groźna - zaśmiała się Rangiku. - Prawda?
Setsuko nie odpowiedziała, tylko odwróciła wzrok, za co dostała kuksańca.
- Może odrobninę - powiedziała cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz