środa, 2 marca 2022

Broken Hearts 4

 You don’t want to hurt me

Szukał czegoś w szufladzie. Raportu, który gdzieś się zawieruszył wedle zeznania jednego z podwładnych. Wyczuł jej reiatsu, ale nie odwrócił się. Wiedział, że czekała, aż uzyska jego uwagę i wiedział dlaczego. Nie miał jednak ochoty na tę rozmowę. 

- Renji - odezwała się w końcu, ale nie spojrzał na nią. - Renji - powtórzyła. 

Westchnął i odwrócił się w stronę Corrie, która stała w drzwiach do biura oparta o framugę.

- Daj mi spokój - poprosił i wrócił do szperania w szufladzie. 

- Nie. Myślę, że musimy porozmawiać - powiedziała lekkim tonem, choć temat wcale nie był lekki. - Renji…

- Agr! - Renji podrapał się po potylicy. - Dobra. Niech ci będzie. 

- Ale nie tutaj - stwierdziła Corrie, ruszając w stronę wyjścia. 

Renji mimowolnie podążył za nią. Przeszli przez dziedziniec, pole treningowe i wiśniowy ogród. Opuścili teren oddziału i udali się do pobliskiego lasku łączącego dwa inne oddziały. Dopiero tam Corrie się zatrzymała się i przysiadła na pniu obalonej sosny i pogładziła korę obok siebie, dając Renjiemu do zrozumienia, że ma do niej dołączyć. 

Kręcił się chwilę wokół. Najchętniej by sobie poszedł, bo wiedział, że mu nagada. I zresztą miała rację, bo wiedział też, że przegiął. Ale czy on nie miał prawa też cierpieć? Też się złościć? Martwić? Może nie wyraził tego najlepiej, ale przecież… 

W końcu usiadł lekko naburmuszony. 

- Dobra, wal - mruknął. 

- Renji… 

- Dobra - jęknął. - Zjebałem. Wiem - wyznał. - Poniosło mnie. Kurwa. Też nie jestem z tego dumny. Ale ona mnie też prowokowała cały czas. Też mogła coś powiedzieć. W każdej chwili. Atakować też mnie nie musiała. 

- Nie pochwalam tego również, ale chyba nawet trochę rozumiem. Potrzebowałeś, żeby ktoś cię kopnął w dupsko - stwierdziła Corrie. - Setsuko cie nie prowokowała. Od początku byłeś złośliwy i zgorzkniały wobec niej. Setsuko od początku znosiła te humory. 

- Dobrze wiesz, że Setsuko w obecnym stanie nie nadaje się do zajmowania się oddziałem. 

- Wiem - przyznała Corrie. - Widzę, co się dzieje, choć na razie uważam, że nie powinniśmy interweniować. Setsuko potrzebuje czasu, choć nie ukrywam, mam na nią oko. Ale myślę też, że i ona zdaje sobie z tego sprawę. 

- To dlaczego się zgodziła? 

- Z tego co wiem, nie dostała wyboru. To było albo my albo Trójka. Rozumiem, że wybrała oddział męża. Na Króla Dusz… Gdyby Izuru coś się stało, a ja dostqałabym ultimatum pracować w Piątce lub gdziekolwiek indziej, też wybrałabym jego oddział. 

- Tak. Ale Setsuko nie jest nawet… Nie była częścią Gotei. Ja byłem w tym oddziale od początku, odkąd kapitan Kuchiki mianował mnie swoim zastępcą. 

- I tu jest pies pogrzebany - zatryumfowała Corrie. - Nie chodzi o stan Setsuko, tylko o to, że jesteś zazdrosny.

- No bo, kuźwa, czy ja naprawdę jestem taki do niczego? Nikt mnie nawet przez chwilę nie rozważał jako opcję? Nawet zapasową? 

- Na to odpowiedzi nie znam. Jednak wierzę, że Głównodowodzący wie, co robi. 

- Nawet taki beton jak Ikkaku został kapitanem. Nie ogarnia żadnych papierów, wiem od Iby, a jednak sobie radzi. Czemu, do chuja pana, nie mogłem zostać kapitanem ja?

Corrie westchnęła. 

- Nie porównuj się do Ikkaku. To nie jest taka sama sytuacja. Wtedy było inaczej. 

- No właśnie. On został kapitanem naście lat temu! Wtedy też mieliśmy braki w szeregach, tak jak teraz. 

- Ale wtedy Setsuko jeszcze, oficjalnie nie miała swoich mocy, bo być może zostałaby kapitanem już wtedy. Nie możesz jednak przelewać na nią swoich żali. Setsuko nie wzięła tego stanowiska tobie na złość. Setsuko cierpi i zdecydowanie nie potrzebuje więcej problemów od zazdrosnego zastępcy.

- A my nie cierpimy?

- A straciłeś męża? Oboje podziwialiśmy kapitana Kuchikiego, ale żadne z nas nie umie sobie wyobrazić, przez co przechodzi Setsuko. A jak ostatnio sprawdzałam, to byliśmy jej przyjaciółmi. Czy może twoje ego jest ważniejsze?



But see how deep the bullet lies

Czuła na sobie spojrzenia innych, gdy przechodziła alejkami miasta, kierując się do oddziału pierwszego, żeby porozmawiać z Yumichiką na temat Setsuko. Skoro ani ona, ani Bris nie dały rady przebić się przez skorupę, którą otaczała się blondynka, to może on da radę. 

Nie mogli zostawić przyjaciółki samej w potrzebie, ale co robić, gdy ona nie zdaje sobie sprawy z tego, że pomoc jest jej potrzebna. Matsumoto jednak nie zamierzała się tak łatwo poddawać, chociaż wciąż czuła niesmak po poprzednim spotkaniu.

- Rangiku - uradował się Yumichika. - Zmieniłaś fryzurę! Pięknie ci w w upiętych włosach. 

- Dziękuję - Rangiku uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Potrzebowałam jakiejś pozytywnej zmiany w tym tragicznych czasach. Przesadziłam?

- Ależ skąd. 

- Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą - strapiła się Rangiku.,

- Podziwiali twoją urodę - zapewnił ją Ayasegawa. - Zresztą z twoimi atutami, powinnaś być przyzwyczajona. - Kobieta zaśmiała się na ten komentarz. - Co cię tu sprowadza? Masz jakąś sprawę do głównodowodzącego?

- Ależ skąd - Rangiku machnęła ręką. - Do ciebie przyszłam. Mam prośbę. 

- Herbaty?

- O ile dodasz do niej whisky - mruknęła Matsumoto, a Yumichika westchnął. - Tak, poproszę. Najlepiej coś uspokajającego. 

- A tego to akurat tu mamy w brud - zaśmiał się Ayasegawa. - Zaczekaj tu chwilę. 

Gdy wrócił, trzymał dwie czarki z parującym naparem. 

- No dobrze - powiedział podając jedną z nich przyjaciółce. - To o co chodzi?

- Chciałam porozmawiać i poprosić cię, żebyś spróbował przemówić jej do rozsądku. 

- Oczywiście, ale…

- Próbowałam ją wielokrotnie wyciągnąć, ale mnie zbywała. Bris próbowała ją zaprosić, no wiesz, po stracie Shigeru nie miała nikogo, kto mógłby ją wesprzeć, więc chciała pomóc, ale Setsuko praktycznie nas wyrzuciła z biura - wyjaśniła Matsumoto. - A teraz mnie w ogóle ignoruje na ulicy. W dodatku Corrie bardzo się o nią martwiła, choć nie chciała nic powiedzieć, ale podejrzewam, że Setsuko zaczęła ostro pić… Sama bym się tym zajęła, ale obecnie bardziej martwię się o Kazumi. 

- O Kazumi? Przepraszam, Rangiku, ale chyba nie jestem w temacie. Mieliśmy tu sporo pracy w oddziale. 

- Od czasu bitwy, wiele osób wini Kazumi za pomoc w uwolnieniu Aizena. Obwiniają ją o całą wojnę, choć doszłoby do niej z pomocą Kazumi czy bez. A wiesz, jak to jest z plotkami. Wszyscy gadają, a w oddziale szczególnie, odkąd rozniosła się wieść o jej związku z Toshiro…

Ayasegawa pokręcił głową. 

- To takie niepiękne. Przecież Kazumi padła ofiarą manipulacji i wiele się później nacierpiała. 

- My to wiemy, ale… Nie wszyscy to rozumieją. 

- Chcesz, żebym uświadomił Setsuko?

- Setsuko wie o tym, ale na razie nie wiele zrobiła. Wyraźnie sama nie radzi sobie ze swoim życiem, nie wspominając o zwalczaniu plotek. Ona musi się wziąć w garść, zanim będzie za późno - kontynuowała Rangiku. - Ale skoro ja nie potrafiłam, pomyślałam, że może ty dasz radę, skoro jesteście w podobnej sytuacji. 

- Ach… Wiedziałaś o Kazumie?

- Oczywiście, że wiedziałam - kobieta uśmiechnęła się ciepło - za kogo ty mnie masz?

- Nie wiem jednak, czy można porównywać moje zauroczenie Kazumą do wieloletniego małżeństwa - westchnął Ayasegawa. 

- Miłość to miłość - mruknęła Rangiku. - Nie można jej rozpatrywać w taki sposób. Staż nie ma tu nic do rzeczy. 

- Może. Niech ci będzie, porozmawiam z nią. I tak miałem taki zamiar. 


Unaware that I’m tearing you asunder

Gdy wróciła do oddziału, czuła się odrobinę lepiej. Sprawa może nie została rozwiązana, ale zawsze pozostawało mieć nadzieję, że któreś z nich w końcu dotrze do Setsuko. Przecież wszyscy byli gotowi jej pomóc.

Gdy tylko przeszła przez bramę, zobaczyła Kazumi, idącą przez dziedziniec. Wyglądała na przygnębioną, choć z drugiej strony nie bardziej niż zwykle. Rangiku chciała do niej zawołać, kiedy usłyszała jedną z trzech dziewczyn stojących nieopodal. 

- Patrz na nią. Wcześniej tak się obnosiła przyjaźnią z kapitanem, a teraz chodzi sama z podkulonym ogonem. 

- Tak. Wcześniej miała plecy u oficer Taraki, ale odkąd okazała się zdrajczynią, nie ma już przyjaciół. 

- Kto tam by się chciał z nią trzymać? Moi rodzice mówili, że to przez nią i Tarakę doszło do wojny. Powinna być wydalona z Gotei, jeśli nie skazana. 

- Tak… Ja nie wiem, co kapitan Hitsugaya w niej widzi. Jest płaska. I nawet nie jest ładna. 

- Wygląda jak emo. Pewnie się tnie wieczorami.

Rozległ się śmiech. 

- Może wzięła kapitana na litość?

- Zobaczymy, czy wy zdołacie wziąć kapitana na litość, jak usłyszy, co mówiłyście o jego ukochanej - powiedziała Rangiku, która zdołała się do nich zakraść, a w jej głosie zabrzmiała nuta groźby. 

- My wcale nie…

- Wszystko słyszałam - warknęła ostrzegawczo Rangiku. 

- Mówiłyśmy tylko, co mówili nasi rodzice. 

- Nauczcie się myśleć za siebie. A teraz lepiej wracajcie do pracy. Jeszcze raz was zobaczę, jak się obijacie, to zostaniecie po godzinach na dodatkowy trening. 

- Przepraszamy…

Dziewczyny oddaliły się pospiesznie, a Rangiku westchnęła. Co też tym dzieciakom chodzi po głowach. Rozumiała jednak, że wiele tej zawiści wynika z tego, że dużo młodych zazdrościło Kazumi. Była córką, teraz już dwóch kapitanów, pochodziła z jednego z głównych rodów, niczego jej w życiu nie brakowało. Była umiejętna. No i teraz jeszcze jak wyszło na jaw, że podbiła serce kapitana Dziesiątki, zrobiło się tylko gorzej. 

Ciężko było utrzymać to w tajemnicy, zwłaszcza teraz, gdy Kazumi potrzebowała wiele wsparcia. A Toshiro najwyraźniej nie zamierzał już ukrywać swoich uczuć, skoro wreszcie udało im się wyjaśnić nieporozumienia. Tylko czy da radę w ten sposób ją ochronić?

Mimowolnie poszła w stronę, w którą udała się Kazumi, aby sprawdzić, czy dziewczyna nie natknęła się na więcej problemów. Co prawda zdawało się, że nie usłyszała żadnego z komentarzy, to jednak siedziała w ogrodzie sama. 

Rozłożyła się na trawie, a na kolanach położyła pudełko z lunchem. Wokół nie było nikogo i może spokój był właśnie tym, czego Kazumi potrzebowała. Z drugiej strony Rangiku nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest to bardzo smutny widok. Kazumi zwykła otaczać się wieloma przyjaciółmi w szkole, a i jej początek w oddziale wróżył dość dobrze, poza konfliktem z Mizushimą. 

- Yo, Kazumi - przywitała się Rangiku, shunpnąwszy do niej. - Masz teraz przerwę?

- Tak. Tyle co tu przyszłam. 

- Masz coś przeciwko, jeśli się dosiądę?

- Nie, skąd. Ostrzegam jednak, że Shun pewnie za chwilę też tu przyjdzie. 

- Przecież nie mam nic przeciwko temu - strapiła się Rangiku. 

- Tak, ale nie wiem czy to dobrze, aby vice kapitan oddziału przesiadywała z dwójką nic nieznaczących shinigami. 

- Bzdury - skarciła ją Matsumoto. - Nie ma nic nieznaczących shinigami. Tak zwana “elita” też kiedyś tak zaczynała. No może z pewnymi wyjątkami - zaśmiała się nerwowo na myśl o Byakuyi. - Zresztą ani ty ani Shun nie jesteście nic nieznaczący. 

- No nie… - przytaknęła Kazumi, lecz jej wzrok wydawał się nieobecny. 

- Wszystko w porządku?

- Na tyle na ile się da… 

- Wiem, że jest ci ciężko - westchnęła Matsumoto, obejmując Kazumi ramieniem. - Ale to minie. Zarówno żałoba, jak i problemy. Z czasem będzie łatwiej. 

- Co do żałoby… To prawda, że bardzo tęsknię za tatą, chociaż wbrew pozorom Hiroya chyba przeżywa to dużo bardziej. Wiem, że zawsze sądził, że tata wolał mnie, ale to wcale nieprawda. Tylko, że teraz tata już nie da rady powiedzieć mu, że jest z niego dumny. A ja wiem, że był dumny - wyjaśniła Kazumi. - Jesli chodzi o problemy… Przecież dobrze wiem, że sobie na nie zasłużyłam. Mama zawsze powtarza, że trzeba wypić piwa, którego się naważyło. I ma rację. To wszystko, co ludzie mówią, nie jest dalekie od prawdy. Być może do uwolnienia Aizena i tak by doszło, ale nie ukrywajmy, pomogłam… Ale nie o to się martwię, tylko o mamę. Przysparzam jej tylko zmartwień. I tak już jest jej ciężko, a teraz jeszcze przejęła pracę taty i wiem, że stara się, jak może, aby mnie chronić. Ale o to chodzi… Chroniła mnie przez całe moje życie i myślę, że zasłużyła na odpoczynek. Ale nie wiem, jak jej to powiedzieć, żeby odpuściła, przestała walczyć. Jeśli mieliby mnie skazać, już do tego by doszło. A może nawet powinno było się tak stać. 

- Nie mów tak - zganiła ją Matsumoto. - Wszyscy bylibyśmy bardzo smutni, gdybyś odeszła.

- Wiem. Przecież nie planuję niczego. Tylko mówię… 

- To nie mów tak. Jesteś Kuchiki Kazumi. Wyprostuj się i idź z podniesioną głową. Wszyscy popełniamy błędy, nie ma w tym nic wyjątkowego. Zresztą błędów nie popełnia tylko ten, co nic nie robi. Pamiętaj o tym. 

- Kazumi! - usłyszały z oddali. 

Shun pojawił się obok nich w mgnieniu oka. 

- Hej. 

- Witaj, Shun. 

- Przyszedłem nie w porę? - strapił się chłopak, wyczuwając ciężką atmosferę. 

- Nie. Właśnie miałam iść, inaczej Toshiro znowu będzie się złościł - rzuciła na odchodne Rangiku. - Trzymajcie się.

- Nie lubi mnie chyba, nie? - mruknął Shun, gdy Rangiku zniknęła w oddali. - Poszła ledwo się pojawiłem. 

- Nie. Jest po prostu na mnie trochę zła. Powiedziałam odrobinę za dużo. 

- Jesteś pewna?

- Tak. 


There’s a thunder in our hearts, baby


Krzątała się po budynku biurowym, jako że nie dostała żadnych konkretnych rozkazów. Nowa szesnasta oficer prowadząca jej grupę była miła, może trochę za cicha na oficera i chyba bardzo obawiała się gniewu Toshiro. Dawała Kazumi jedynie drobne, łatwe zadania. Nic ryzykownego. 

Oczywiście Kazumi jej za to nie winiła. Dostrzegała w tym rękę swojego ukochanego, ale nie wiedziała jak przemówić mu do rozsądku. Wciąż był też jej kapitanem i to chyba nie było dla nich dobre. Toshiro ją chronił i wszyscy o tym wiedzieli, ale to jej nie pomagało, a jedynie zwiększało dystans między nią i innymi shinigami. 

Połowę czasu sama znajdowała sobie zadania, takie jak segregowanie dokumentów, odkurzanie półek w archiwum oddziału i sprzątanie. Ale tak nie powinno być. Kazumi była silna i dobrze o tym wiedziała. Z wojny wyszła obronną ręką i pomimo swoich przewinień, była na pierwszym froncie, walcząc z samym Aizenem. A teraz robiła za sprzątaczkę. 

Drzwi do biura, koło którego właśnie przechodziła uchyliły się. Zobaczyła białą czuprynę i usłyszała:

- Kazumi, chodź tu na chwilę. 

- Już idę - odpowiedziała. - Chcesz herbaty?

- Nie. - Na tę odpowiedź westchnęła cicho i weszła do biura. Drzwi zamknęły się zaraz za nią, a Toshiro oplótł ręce wokół jej talii. - Ciebie chcę jedynie - dodał i ucałował ją w czubek głowy. - Jak ci mija dzień?

- Dobrze - odparła Kazumi. - Chociaż chyba wkurzyłam ciocię Rangiku. 

- Martwi się o ciebie. Zresztą jak my wszyscy. 

Kazumi westchnęła ciężko, nie do końca wiedząc, jak wytłumaczyć Toshiro, że nie może jej chronić przed całym złem tego świata. Ona też była shinigami. Tu nie chodziło tylko o jej bezpieczeństwo, ale także o jej dumę.

- Zastanawiam się nad przeniesieniem się do innego oddziału - oznajmiła niespodziewanie. 

- Co? Dlaczego? Jeśli to zrobisz, nie będę mógł cię już chronić. 

- I w tym rzecz - odparła Kazumi z poważną miną. - Chronisz mnie przed problemami, ale także przed karierą. Nie zamierzam spędzić reszty życia pod twoimi skrzydłami, jako sprzątaczka, bo moja szesnasta oficer zbytnio się boi dać mi jakieś trudniejsze zadanie. 

- Porozmawiam z nią. 

- Nie. Zostawisz biedną dziewczynę w spokoju - nakazała Kazumi. - Ona już i tak się wystarczająco boi wszystkiego, zwłaszcza teraz mając mnie w swojej grupie. 

- Chciałem, żebyś miała tam kogoś, kto nie będzie próbował cię skrzywdzić. 

- Chronienie mnie przed moją pracą i wykonywaniem rzeczy pożytecznych to też rodzaj krzywdy. Jestem Kuchiki Kazumi i moim przeznaczeniem jest być potężną shinigami, jak moi rodzice. Ale jak mam to zrobić, kiedy wszyscy próbują mnie chronić. 

- Dobrze, dobrze - Toshiro uniósł ręce w geście poddania. - Obiecuję, że nie będę się wtrącał. 

- I bardzo dobrze. Ciocię Rangiku też proszę powstrzymaj przed ingerencją. 

- Zgoda. O ile zrobisz mi herbaty - dodał zadziornie Toshiro, za co dostał kuksańca w bok. 

- Grabisz sobie. 

- Zawsze wiedziałem, że kobiety od Kuchikich to jak igranie z ogniem - zażartował Toshiro. 

- Proszę, powiedz mi, że nie masz na myśli teraz mojej matki… Ugh. 

- Nic nie poradzę na to, że jesteśmy wieloletnimi przyjaciółmi. 

- Nie chce tego słuchać - rzuciła Kazumi, wychodząc z biura i kierując się do pokoju przeznaczonego na małą kuchnię. 


So much hate for the ones we love

Setsuko tego dnia nie wypiła ani kropli alkoholu. Chyba pierwszy raz od śmierci Byakuyi była całkowicie trzeźwa, a przynajmniej od wyjścia ze szpitala. Zresztą i tak piła nieco mniej od incydentu z Hiroto. 

Nie chciała tego przyznać, ale to, co powiedział, trafiło do niej. A przede wszystkim nie chciała mieć z nim już do czynienia i to był wystarczająco dobry powód, żeby pić w nieco bardziej umiarkowanych ilościach. Zresztą wyglądało na to, że Corrie zaczyna coś podejrzewać, a Setsuko niezbyt widziała się wizja spotkania z przyjaciółmi na interwencję. 

Teraz wracała po ciężkim dniu do domu. I tam już zamierzała się napić, choć w bezpiecznej przestrzeni czterech ścian, gdzie nikt nie mógł jej krytykować. Nie śpieszyła się jednak. Szła spokojnie ulicami Seireitei, nie chcąc przyciągać uwagi. Haori także zostawiła w biurze. Nie nosiła go poza godzinami pracy, bo i nie czuła się w nim komfortowo. Wciąż miała wrażenie, że nie zasługiwała na to haori, że nie była go godna. 

Może Renji miał trochę racji. Może dostała tę pozycję tylko ze względu na sympatię Głównodowodzącego. W końcu łączyły ich dość specyficzne relacje. Nie tylko byli spokrewnieni i zaprzyjaźnieni, bo jednak nazywała go dziadkiem, to jeszcze dobrze wiedziała, że Genryusai widzi w niej swoją siostrę. Siostrę, która jednocześnie była przodkiem Setsuko. I to chyba to czyniło całą sytuację tak dziwną. W końcu Głównodowodzący też miał prawo lubić niektórych trochę bardziej. Jednak fakt, że próbował poprzez Setsuko zadość uczynić w jakiś sposób nie było do końca normalne. 

Było za to Setsuko na rękę przez te wszystkie lata. I choć nie wszyscy zdawali sobie sprawę z sytuacji, to jednak bliższe im osoby na pewno coś podejrzewały, odkąd historia Soul Society i Gotei 14 nie była już okryta płaszczem tajemnicy. To dlatego Setsuko rozumiała w jakiś sposób gniew Renjiego. Wiedziała, że był zazdrosny o awans i wiedziała dlaczego. A przynajmniej miała swoje podejrzenia, bo Renji już od dawna był dosyć kwaśny w sprawie awansu Ikkaku, z którym niegdyś pracował w Jedenastce, jeszcze na początku swojej kariery. 

Być może mianowanie Renjiego kapitanem byłoby ostatecznie bardziej racjonalnym wyjściem. A na pewno bardziej fair. Jednak w obecnej sytuacji Setsuko nie tylko nie potrafiła oddać oddziału męża nikomu innemu, ale także nie mogła ze względu na Kazumi. W swoim awansie upatrywała szansy na ochronienie córki od zawiści. Nie zamierzała po raz kolejny dopuścić, aby któreś z jej dzieci cierpiało. Nawet jeśli to oznaczało, że większość jej przyjaciół zostanie wrogami. 

W zamyśleniu nie zauważyła, że ktoś spieszył się z naprzeciwka. Poczuła jedynie, jak ktoś na nią wpadł, a siła zderzenia pchnęła ją do tyłu. Setsuko wylądowała na tyłku i popatrzyła gniewnie na osobę, która posłała ją na ziemię. Nie spodziewała się jednak zobaczyć Rangiku, z którą nie rozmawiała od ponad tygodnia, odkąd ta przyszła z Bris do Szóstki. 

- Przepraszam - powiedziała pośpiesznie Rangiku, zbierając z ziemi i siebie i rozrzucone dokumenty.

- Sory, ja też nie patrzyłam - powiedziała Setsuko, mimowolnie wyciągając do niej rękę. - Ja też nie patrzyłam, gdzie idę.

- Setsuko - Matsumoto zmarszczyła brwi. - Spieszę się - rzuciła jedynie, chwytając dokumenty razem i zniknęła w shunpo. 

- Rangiku… - westchnęła Setsuko, oglądając się za przyjaciółką. - Co ja robię?



Tell me, we both matter

Don’t we?

 Nawet nie zauważyła, kiedy nogi powiodły ją na cmentarz zamiast do domu. Stanęła przed pomnikiem postawionym dla upamiętnienia Byakuyi i opadła na kolana, pierwszy raz od dłuższego czasu pozwalając sobie na łzy. Chyba właśnie dlatego piła - żeby jakoś skleić to, co się rozsypywało. 

- Dlaczego życie bez ciebie jest takie trudne? - zapytała, ukrywając twarz w dłoniach. - Jak mam żyć bez ciebie? Jak mam ochronić Kazumi? Jak mam być kapitanem? Jak mam temu wszystkiemu podołać? 

- Przestać się nad sobą użalać i wziąć się do pracy - usłyszała i zmroziło ją. 

Chwilę zajęło jej, zanim zorientowała się, że nie ma omamów słuchowych. Rozeźlona obejrzała się na stojącego za nią mężczyznę. 

- Ach, to ty - mruknęła, rzucając gromy z oczu. - Jak ci było na imię? Iroto Yakimura? 

- Hiroto - poprawił ją naburmuszony. 

- Nieważne - mruknęła, machnąwszy ręką. - Pilnuj swoich spraw. 

- Naucz się cierpieć w ciszy, nie tylko ty przychodzisz tu, by porozmawiać ze zmarłymi - rzucił na odchodne. - Nie mogłem się nawet skupić na modlitwie przez twoje zwodzenie.

- Co on ma kurwa za problem - mruknęła pod nosem Setsuko, wiercąc mu wzrokiem dziurę w plecach. 

Dłuższą chwilę obserwowała go idącego między pomnikami, dopóki nie zatrzymał się przy jednym z nich, dużo dalej. Setsuko zdawało się, że tamte były nieco starsze. Nie z czasu ostatniej wojny. 

Odmówiła modlitwę dla Byakuyi, lecz kątem oka obserwowała Hiroto, czekając, aż ten w końcu odejdzie. Trochę to trwało, ale dopięła swego. Przeczekała go i gdy zniknął z zasięgu wzroku, zakradła się do nagrobka, na którym złożył bukiet kwiatów. 

- Nakamura Seiko - wyczytała. 

Obiecała sobie, że później sprawdzi, kim była Nakamura Seiko i co się z nią stało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz