I’d make him to swap our places
Atmosfera pomiędzy Setsuko i Renjim była dość napięta i niezręczna, choć żadne z nich nie powiedziało nic złego. Problem był jednak oczywisty, a sztuczna uprzejmość Renjiego bardzo drażniła kobietę. Wolała, żeby otwarcie jej się sprzeciwił, wtedy mogłaby się z nim skonfrontować. Nie chciała jednak sama zaczynać tematu, bo przecież nie szukała zaczepki, ani nie przyjęła posady jemu na złość. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że to jedna z niewielu rzeczy, które pozostały jej po Byakuyi?
Corrie również wyglądała na niezadowoloną, ale raczej ze spiętej atmosfery panującej w biurze, od pierwszego dnia pracy Setsuko. I trudno było jej się dziwić, ale Setsuko nie mogła, ani nie zamierzała brać na siebie winy za wszystko i wszystkich.
Najgorzej jednak było pod nieobecność Corrie. Renji chodził wtedy bardziej naburmuszony, a jego uprzejmości i tytułowanie Setsuko brzmiało w jego ustach bardziej jak obelga.
- Wychodzę - powiedział krótko Renji.
- Dokąd? - zapytała Setsuko, bardziej odruchowo niż z ciekawości.
- Wykonywać swoje obowiązki. Ja przynajmniej wiem, co do nich należy - rzucił na odchodne i chociaż nie trzasnął drzwiami, to Setsuko trochę się tak czuła.
- Co zapomniałeś czegoś? - sarknęła, gdy drzwi ponownie się otworzyły, zaraz po wyjściu Abaraia.
- Eee… Nie? - usłyszała i popatrzyła na stojącego w drzwiach Hiroyę.
- Och, myślałam, że to Renji.
- Tak? A od kiedy rozmawiasz z nim w tak opryskliwy sposób. Nie jesteście czasem czasem przyjaciółmi?
Setsuko wzruszyła ramionami.
- To nie jest takie proste, Hiroya.
- Dobra, nieważne, ja i tak nie po to tu przyszedłem.
- No właśnie. Coś się stało? - zapytała Setsuko.
- Jeszcze nie, ale… Kazumi chyba ma kłopoty.
- Jak to “chyba”?
- No… Ludzie gadają, że cała ta wojna to jej wina. Że gdyby nie pomogła Tarace uwolnić Aizena, to nie byłoby tej wojny, wszyscy wciąż by żyli. Tata… Wciąż by żył.
- Kto tak mówi? - Setsuko wstała z miejsca. - Pokaż mi.
- To nie takie proste. Wszędzie ludzie plotkują, gadają za jej plecami. A niektórzy nawet wprost. W Dziesiątce jest jeszcze ok, znaczy pewnie i tak gadają, ale są ostrożni, bo Toshiro ucisza to jak może i próbuje chronić Kazumi, ale… - Hiroya przerwał. - Ostatnio ktoś z innego oddziału otwarcie jej powiedział, że wszystko przez nią. Kazumi nie ma się zbyt dobrze od tego czasu. Tym bardziej że wciąż przecież nie otrząsnęła się po tym, przez co przeszła.
- Cholera jasna - warknęła Setsuko. - Będę musiała porozmawiać z Głównodowodzącym.
- Ja nie wiem, czy on jest w stanie pomóc. Nawet jak przypomni wszystkim, że Kazumi została uniewinniona… Myślę, że potrzebujemy pomocy rodu Kuchiki. Tylko oni mogą w tym momencie pomóc.
- I myślisz, że nas posłuchają? - prychnęła Setsuko. - Zawsze byli przeciwni naszemu małżeństwu.
- Chcą czy nie chcą, jesteś żoną głowy rodu, a my jego dziećmi. Muszą nam pomóc.
- Wracaj do pracy. Ja pomyślę, co z tym zrobić - oznajmiła Setsuko. - Chyba że jest coś jeszcze, o czym chciałeś mi powiedzieć.
Odczekała, aż Hiroya wyjdzie, nim ukryła twarz w dłoniach, łokciami opierając się o blat biurka.
- Gdybyś tylko wciąż tutaj był - wyszeptała, ledwo powstrzymując łzy.
Nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Czuła się bezsilna i wątpiła, że może liczyć na wsparcie rodu Kuchiki. Nigdy jej nie lubili. Uważali ją i Kazumi za hańbę tego rodu. Coś czego pozbyliby się, gdyby tylko nadarzyła się okazja.
Byakuya nie pozwoliby na coś takiego. Zrobiłby wszystko, żeby chronić Kazumi. Zmusiłby członków rodu i użył autorytetu, aby uciszyć ten dziwny bunt wobec ich córki. Byakuya wiedziałby co zrobić.
Bez niego Setsuko wątpiła, że zdoła sobie poradzić z tym wszystkim. Oddałaby wszystko, by zamienić się z nim miejscami. Oddałaby swoje życie w zamian za jego. On nigdy nie powinien był zginąć. To powinna być ona.
Be running up that road
Setsuko upiła kolejny łyk z piersiówki, z którą ostatnio nie rozstawała się ani na moment. Tylko w ten sposób była w stanie tolerować Renjiego i ludzi ogółem. Tylko pogawędki z Corrie były dość przyjemne, ale jednak głównie niestety dotyczyły pracy. Te luźne były zaś bardzo krótkie, bo Corrie przecież miała swoje życie. W domu czekał na nią Izuru. Ten sam Izuru, który oświadczył jej się jeszcze na bolu bitwy, podczas gdy Setsuko trzymała w ramionach martwe ciało mężczyzny, którego kochała ponad własne życie.
Szybko schowała piersiówkę, gdy Corrie powróciła z terenu. Uśmiechnęła się lekko, gdy Corrie weszła do biura.
- Jak poszło?
- Żadnych problemów..
- To dobrze - stwierdziła Setsuko, a Corrie zmarszczyła brwi.
- Był tu może kapitan Kyouraku?
- Czemu pytasz?
- Bo pachnie tu jakby lekko gorzałką - oznajmiła Corrien, rozglądając się po pokoju.
- Tak, wpadł na chwilę, chowając się przed Nanao - powiedziała po chwili Setsuko. - Wypiliśmy po kieliszku.
Corrien uśmiechnęła się nagle, lecz Setsuko nie była pewna, czy jej podwładna i przyjaciółka w pełni jej uwierzyła.
- Rozumiem - powiedziała Corrie. - Otworzę okno, dobrze?
- Pewnie. Wiesz, jak ja kieliszek wypiłam to może tak tego nie czuję - brnęła Setsuko.
Jednak Corrien w tamtej chwili już wiedziała, że istnieje problem, którego nie umiała rozwiązać. Tak się złożyło, że to właśnie z Ósemki wróciła i wiedziała dobrze, że kapitanem Kyouraku nie ruszał się z oddziału od dobrych kilku godzin. Nie było też szans, że po jej wyjściu zdążył dotrzeć do Szóstki, napić się z Setsuko i uciec.
Postanowiła jednak nie konfrontować się z Setsuko. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Łudziła się, że to tylko przejściowe albo da się jakoś wytłumaczyć.
- Na dzisiaj to chyba wszystko. Jeśli nie masz nic przeciwko, pójdę do domu - oznajmiła Corrie, patrząc wyczekująco na Setsuko.
- Pewnie. Idź. Ja zostanę jeszcze chwilę, żeby nadrobić zaległości.
- Na pewno nie chcesz, żebym z czymś jeszcze pomogła? - strapiła się Corrien.
- Idź. Na ciebie ktoś w domu czeka. Mnie nie śpieszy się do pustej rezydencji - odparła Setsuko, skutecznie uciszając Corrie, która z ciężkim sercem wyszła z biura, zostawiając Setsuko samej sobie.
Setsuko zaś tylko czekała aż pozbędzie się z biura na dobre Renjiego i Corrie i wyciągnęła zza szafy butelkę wina, którą ukryła tam jeszcze z rana.
Be running up that hill
Otworzyła oczy, ale zaraz je zamknęła. W głowie słyszała pisk. Jakby słyszała kolory, a za każdym razem, gdy próbowała znów otworzyć oczy, widziała dźwięki. Straszliwy ból głowy rypał ją od pierwszej chwili, gdy odzyskała świadomość. Zupełnie, jakby ktoś nawalał jej czaszką o chodnik. Nie wspominając już o Saharze w ustach. Takiego kaca jeszcze chyba nie miała.
Potrwało to kilka, a może nawet kilkanaście minut, nim nawet pomyślała o podnoszeniu się skądkolwiek, gdzie się obecnie znajdowała. Nagle przypomniała sobie, choć nie było wiele do pamiętania. Piła w pracy. W oddziale. Popołudniu, wieczorem i przez całą noc. Teraz było jasno, a ona była w biurze.
Gdy dotarła do niej myśl, że Renji i Corrie za chwilę się pojawią, jeśli jeszcze jej nie zobaczyli, zerwała się z miejsca, ignorując mdłości. Musiała się ogarnąć i posprzątać. Nie chciała, żeby któreś z nich zobaczyło ją w tym stanie.
Nagle zatrzymała się w pół kroku i rozejrzała dokoła.
- To nie jest biuro - stwierdziła na głos, jako że myślenie po cichu w jej obecnym stanie zostało dezaktywowane w celu oszczędzania energii i uchronienia mózgu od przeładowania bodźców. - Ale to gdzie ja dotarłam…
Stała tak przez chwilę zbita z tropu. Stała na środku futonu w niewielkim pomieszczeniu wyglądającym na bardzo minimalistyczną sypialnię. Był tam dosłownie tylko futon, niewielka szafa i biurko. Co znajdowało się za drzwiami - nie miała pojęcia.
To nie wyglądało na żadną część domu Renjiego ani Corrie. Czyli jej nie znaleźli, a to już był postęp. Pomimo kaca, ciekawość zwyciężyła i Setsuko najpierw skierowała się do szafy na rekonesans. Musiała wiedzieć, jak bardzo zła jest sytuacja, w której się znalazła.
W szafie znalazła kilka uniformów shinigami i koszulę. Wyglądało to na męską szafę. Ta myśl nieco ją zmroziła, lecz Setsuko szybko przegnała trwożne myśli, uświadomiwszy sobie, że raczej nie była w stanie na żadne zabawy, więc do niczego raczej nie doszło.
Dla pewności sprawdziła stan swojej garderoby i zwątpiła w pierwotną teorię, jako że na sobie nie miała swoich ubrań, a jedynie męską koszulę, identyczną do tej w szafie.
- Cholera - zaklęła, słysząc kroki, które niebezpiecznie szybko zbliżały się do jedynych drzwi znajdujących się w zasięgu wzroku.
Przez chwilę rozważała ucieczkę oknem, lecz skąpe ubrania sprawiły, że została. Nie mogła ryzykować, że ktoś przyłapie ją w takiej kreacji. Nie, żeby się straszliwie przejmowała opinią ludzi, ale ze względu na dzieci, które, choć nie były już takie młode, to jednak równie mocno co ona przeżywały żałobę.
Ktoś nacisnął na klamkę i drzwi otworzyły się zmuszając ją, aby stanęła oko w oko z rudzielcem. Nie był to jednak Renji. Właściwie to Setsuko nie miała pojęcia, kto to był. Był wysoki, bo głową niemal sięgał framugi, podczas gdy Setsuko musiałaby pewnie podskoczyć, żeby dotknąć jej choćby dłonią. Był umięśniony, zdecydowanie, choć nie przesadnie - a to Setsuko wiedziała dlatego, że był także nagi. No… Pół nagi, bo wokół talii przewiązany miał wciąż ręcznik. Musiał wyjść spod prysznica, bo z ryżych włosów na gołe, niezdrowo-blade ramiona spadały krople wody.
Twarz miał raczej przeciętną, jedynie lekko oprószona piegami, ale za to okraszoną wyjątkowo kwaśną miną, jak na to, że miał przed sobą dosyć ładną - przynajmniej nieskromnym zdaniem Setsuko - kobietę. Zielone oczy wpatrywały się w nią nawet jakby z lekką pogardą.
W głowie Setsuko roiły się pytania. Przespali się? Jeśli nie, to dlaczego? Coś odwaliła? Zażygała się? A jeśli przespali, to tym bardziej, czemu wyglądał na tak niezadowolonego? Czyżby z wiekiem straciła werwę?
Szybko jednak otrząsnęła się z tego. Musiała skupić się na dotarciu do pracy. W miarę godny sposób. A że mina mężczyzny wciąż nie zelżała i nie ustąpiła uśmiechowi, co oznaczało, że nie dość, że rudy, to jeszcze humorzasty, zamierzała przybrać podobne nastawienie.
- Gdzie są moje ubrania? - zapytała, łapiąc się pod boki, choć to nie była najlepsza decyzja. Zdecydowanie skróciła tym długość koszuli, która teraz odsłaniała prawie całe uda, to jeszcze, nieco bardziej eksponowała cycki, lecz Setsuko postanowiła się nie wycofywać. - No? Pytam się.
- Suszą się - padło w odowiedzi. - A właściwie to powinny być już suche, są na grzejniku w korytarzu. Możesz je zabrać i iść.
- Nie zaproponujesz mi nawet prysznica? - ciągnęła Setsuko, marszcząc brwi, lecz pomimo jej stanowczości, nieznajomy wciąż nie spuścił z tonu ani miny.
- Wydaje mi się, że okazałem już wystarczającą gościnność, w ogóle cię tu zabierając i pozwalając ci spać w moim łóżku.
- Ach tak? No, się dżentelmen znalazł - zakpiła Setsuko. - A tak właściwie to kim ty w ogóle jesteś?
- Trzeci oficer oddziału dziewiątego, Hiroto Nakamura. Powinnaś to już wiedzieć - stwierdził wciąż pochmurnie. - Ah tak - dodał nagle. - Wiedziałabyś to, jakbyś się wczoraj nie spiła jak świnka w oborze i nie leżała we własnych…
- Słucham? - warknęła Setsuko, wchodząc mu w słowo.
- Co “słucham”, co “słucham”? Nic pewnie nie pamiętasz, co? Przyszedłem do waszego biura z dokumentami, których mój kapitan zapomniał przekazać Shiroyamie, jak była u nas. Gdy przyszedłem wieczorem, a dodam wieczór był wczesny, leżałaś już zarzygana na podłodze i przytulona do pustej butelki po winie. Wstyd - dodał z pogardą. - Byłem na tyle uprzejmy, że posprzątałem i zabrałem cię tutaj, bo tutaj było najbliżej, a chciałem oszczędzić ci wstydu.
- Nikt cię nie prosił - syknęła Setsuko, której nie podobał się ton, w jakim Hiroto się do niej zwracał. - Trzeba było zostawić papiery i wypierdalać.
- I zostawić cię twoim biednym podwładnym? Bardzo szanuję zarówno porucznika Abaraia jak i Shiroyamę i współczuję im, że dostał im się po kapitanie Kuchikim, ktoś tak żałosny.
- Czy ty wiesz kim ja jestem?
- Wiem, ale żałoba nie usprawiedliwia cię przed takim upodleniem się i tworzeniem problemów swoim podwładnym. Oszczędziłem tobie wstydu i im rozczarowania, więc powinnaś być wdzięczna.
- Masz tupet.
- A teraz prosiłbym uprzejmie, abyś ubrała się i wyszła, jak najszybciej, bo za chwilę wychodzę do pracy, a chciałbym jeszcze przewietrzyć pokój, bo śmierdzi tu wymiocinami i gorzałą.
- I świetnie. I tak nie mam ochoty tu być ani chwili dłużej. I jak mówiłam, nikt cię nie prosił o pomoc, następnym razem odpuść sobie uprzejmości i zostaw mnie tam, gdzie jestem, choćbym miała tam zdechnąć - rzuciła, zanim wyszła na korytarz, zgarnęła rzeczy i ubrała się i zniknęła w shunpo, złośliwie rzucając ubraną wcześniej koszulę niechlujnie na podłogę.
Be running up that building
W pośpiechu udała się do domu. Wściekła i zawstydzona zarazem. Nie pragnęła niczego w tej chwili, jak wziąć ciepły prysznic i zapomnieć o tym paskudnym poranku. I o Hiroto. Co za dupek. Nikt go o pomoc nie prosił.
W biegu wzięła prysznic i przebrała się w świeże ubrania, choć te, które miała na sobie i tak były już wyprane. Pachniały jednak obcym domem i przypominały jej o porannym zajściu.
- Chyba je kurwa spale - mruknęła do siebie, patrząc na stertę prania, które wciąż czekało, aby się nim zająć.
Nic nawet nie jadła. Zresztą wątpiła, by mogła coś przełknąć. Chociaż gniew pozwolił jej zapomnieć o kacu, to jednak żołądek był wciąż ściśnięty.
Toteż udała się prosto do biura. Renji już tam był. Przeglądał papiery, które z samego rana dotarły do biura od nocnej straży i kilku innych oddziałów. Popatrzył na zmęczoną Setsuko, spóźnioną o prawie pół godziny i skrzywił się.
- Gdzieś tak leciała rano przez Seireitei? - zapytał.
- Dzień dobry, Renji - powiedziała Setsuko, ignorując pytanie. - Dzień dobry, Corrie - dodała, spoglądając na Shiroyamę, która właśnie krzątała się po biurze, czekając, aż woda w czajniku się zagotuje.
Odwróciła się jednak z uśmiechem do Setsuki i odpowiedziała:
- Dzień dobry, Setsuko.
- No to gdzieś tak leciała? - powtórzył z uporem Renji. - Widziałem cię jak prułaś przez Seireitei, gdy szłem do pracy.
- Mówi się “szedłem”, Renji - odparła złośliwie Setsuko.
- Przejęzyczyłem się - mruknął Renji.
- Na pewno? Bo te błędy językowe często się pojawiają w twoich dokumentach. Może jednak tytuł porucznika to ci Byakuya przyznał zdecydowanie za szybko - syknęła Setsuko, rozeźlona tym, jak Renji próbuje ją podjudzać. - Może trzeba cię wysłać z powrotem do szkoły.
- Ja przynajmniej nie zostałem kapitanem, bo jestem ulubieńcem Głównodowodzącego - padło w odpowiedzi.
Corrie pobladła, ale zanim zdążyła zareagować, Setsuko zdążyła już odpowiedzieć:
- No właśnie. Nie ty zostałeś kapitanem, więc musiał być jakiś powód, skoro woleli kogoś z zewnątrz nic porucznika z wieloletnim stażem. Być może braki w edukacji mają z tym coś wspólnego.
- Uważasz, że jesteś lepsza? - ryknął Renji, podnosząc się.
- Renji - jęknęła Corrie.
- Nie, Renji. To ty uważasz, że jesteś lepszy, niż jesteś w rzeczywistości - stwierdziła Setsuko, prostując się w fotelu. - Od pierwszego dnia miałeś ze mną jakiś problem, ale nie miałeś nawet odwagi powiedzieć mi tego prosto w twarz. Uwiera cię ten fakt, że zostgałam kapitanem. Jestem ci jak drzazga w oku, nie? Bo podczas gdy Ikkaku i Shuhei zostają kapitanami, ty nadal tkwisz na tym samym stołku. Zazdrosny i zgorzkniały, bo nie możesz pogodzić się z faktem, że nie nadajesz się na kapitana, więc wolisz nienawidzić mnie.
- Setsuko, proszę - Corrie wciąż próbowała uspokoić sytuację, ale miała na to marne szanse. - Przestańcie.
- Corrie, nie wtrącaj się - warknął Renji.
- Ja się nie nadaję? A ty co takiego zrobiłaś, żeby zasłuzyć sobie na tę posadę, co?
- Byłam w Trójce Trzecim Oficerem, a potem Porucznikiem. Poprowadziłam ważną misję w świecie ludzi podczas pierwszej wojny, przez lata uczyłam szermierki, szkoląc przyszłych shinigami. Spod moich skrzydeł przyszli do was jedni z najlepszych kadetów. A do tego przygotowałam strategię i poprowadziłam wszystkim do drugiej wojny z Aizenem.
- Ta i jak to ci wyszło. Gdyby twój plan nie zawiódł, twój mąż, a nasz kapitan wciąż by żył - powiedział Renji i choć po chwili zorientował się, że przegiął, bo na głos wypowiedziane słowa zabrzmiały wiele gorzej, niż w jego głowie, było już za późno. - Setsuko! - krzyknął, gdy kobieta wyciągnęła katanę i zamachnęła się.
Używając shunpo, wypchnęła go na korytarz i z budynku.
- Skoro tak bardzo chcesz się przekonać, to zobaczymy - wycedziła przez zęby. - Jeśli mnie pokonasz, zrezygnuję ze stanowiska - powiedziała, a to zachęciło Renjiego. - Gołe miecze i demoniczna magia. Żadnego uwalniania formy miecza, bo zniszczymy oddział - wyrecytowała zasady, podczas gdy w pobliże placu zbierali się zaciekawieni shinigami.
- Zgoda - rzucił Renji, ale nie dostał szansy zrobić nic więcej, bo Setsuko naparła na niego z całą siłą.
Pomimo tego, że katana wciąż pozostawała w podstawowej formie, poczuł falę gorąca. Nie było wątpliwości, że Setsuko jest wściekła. Zresztą nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że przegiął, choć wciąż uważał, że było trochę racji w tym, co powiedział.
Nie tylko Setsuko przechodziła żałobę po Byakuyi, którego Renji szanował i podziwiał. A co miała powiedzieć Rukia, która straciła brata? Każdy kogoś stracił, a jednak Setsuko zachowywała się, jakby jako jedyna miała prawo do tego, by czuć się źle i użalać się nad sobą.
Aż stęknął, odpierając pierwszy atak. W drobnym ciele blondynki było wiele siły, teraz nawet więcej, jako że kobietą kierował gniew. Nie dawała mu ani sekundy na myślenie, tylko ciągle atakowała, zmuszając go do obrony. Nawet gdy próbował odskoczyć, ona już tam była.
Silna i do tego szybka. Ale czego się spodziewał, bo uczennicy Yoruichi. Gdyby użyła Hakudy, nie miałby w ogóle żadnych szans. Chociaż z drugiej strony nawet teraz nie wiedział, czy może wygrać przeciwko szalejącej w formie niewysokiej blondynki furii.
Raz udało mu się przemycić demoniczne zaklęcie, jedno z tych szybszych, ale Setsuko uśmiechnęła się złowieszczo i po chwili sam musiał zabierać dupsko, by uchronić się przed Soren Sokatsui. Setsuko zdecydowanie nie była w nastroju na żarty. Naprawdę była gotowa go zniszczyć, by pokazać mu, że jest silniejsza. Musiał się wziąć w garść albo przegra z kretesem.
Podniósł poziom swojego reiatsu, żeby się trochę napompować. Nie mógł się przecież zbłaźnić przed podwładnymi, których jeszcze wczoraj przetyrał na treningu, bo w ogóle nie będą go słuchać.
Udało mu się trochę odbić od dna i wreszcie nałożyć jakąś presję na Setsuko, która chwilowo przysiadła, z racji tego, że sporo energii zużyła na starcie. Teraz to on zdołał wykonać kilka ciosów i to dość ciężkich, spychając Setsuko do defensywy, co tylko dodatkowo ją rozjuszyło.
Jej spojrzenie było chłodne i przenikliwe. Renji wiedział, że kobieta cały czas analizuje sytuacje i jego potencjalne ruchy. W końcu z tego słynęła. Jednak gdy zamiast wykonać kolejny atak, odskoczył, wybijając ją z rytmu, skorzystał z okazji, by użyć kolejnego demonicznego zaklęcia. Najsilniejszego, jakie znał.
Setsuko gotowa była je sparować, albo kataną albo kolejnym demonicznym zaklęciem. Sądząc, że będzie to raczej atak mający na celu ją powalić, przygotowała kolejne Soren Sokatsui i wystrzeliła w Renjiego, żeby mu przerwać.
To był jej błąd. Renji wiedział, że kobieta postanowi tak zrobić. Gdyby ukończył zaklęcie, zanim ona zaatakowała jego, mógłby jej nie trafić. Dlatego tylko udawał. Gdy Soren Sokatsui wystrzeliło w jego stronę, uskoczył zwyczajnie i w zasłonie z kurzu i pyłu uformował zaklęcie wiążące.
Co prawda nie zdołał chwycić Setsuko całej, bo w porę się ruszyła, to jednak zaklęcie uczepiło się jej nogi, przyszpilając ją tam, gdzie stała. Wtedy Renji ruszył szarżą prosto na nią, zrzucając na nią potężny cios, który ledwo zablokowała. Zresztą przecież dał jej na to szansę. Nie próbował jej zabić, ani nawet zranić.
Setsuko jednak chyba nie myślała do końca tak samo. Momentalnie podniosła poziom swojego reiatsu, żeby sparaliżować Renjiego. A warto wspomnieć, że Abarai nigdy nie sądził, że stała się tak potężna. Napór na miecz zelżał jedynie na sekundę, ale to wystarczyło, by blondynka zdołała odbić atak, odpychając go do tyłu, jednocześnie celując swoją kataną w dół.
Rozbiła zaklęcie, choć przy okazji zraniła się w nogę. To pokazywało, jak bardzo zależało jej na wygranej - za wszelką cenę chciała go pokonać. Gdy tylko się uwolniła, skoczyła prosto na Renjiego, który dopiero próbował odzyskać równowagę, jednocześnie z przerażeniem obserwując, jak daleko kobieta gotowa była zajść, aby wygrać walkę. Na chwilę stracił rezon i zanim zdążył coś zrobić, silne kopnięcie posłało go na ziemię, a Setsuko przyłożyła katanę do jego szyi.
Zmierzyła Renjiego zimnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Nie musiała - zrozumiał przekaz. Przegrał. Nie udowodnił, że jest od niej lepszy, więc nie miał prawa jej się sprzeciwiać.
Setsuko podniosła się, schowała katanę i podała Renjiemu rękę. Jednak ten z pozoru przyjacielski gest nie miał w sobie nic z sympatii dla rywala. Zrobiła to jedynie dla zachowania pozorów, gdy zorientowała się, że z bezpiecznej odległości obserwuje ich znaczna część oddziału w tym Shiroyama, która stała na werandzie.
Na jej twarzy dało się dostrzec mieszankę uczuć. Była zarówno zmartwiona, jak i zła na przyjaciół, ale gdy walka dobiegła końca poczuła też ulgę, że nikt specjalnie nie ucierpiał. Poza powierzchowną raną na nodze, Setsuko miała się w porządku i prawdopodobnie sama była w stanie się sobą zająć.
Nieco gorzej było z Renjim. Pomimo braku widocznych ran, zdecydowanie ucierpiała jego duma. Przegrał i to na oczach swoich podwładnych. Corrie wiedziała, że długo jeszcze będzie się boczył i cały pojedynek raczej nie pomógł w naprawieniu sytuacji między nim a Setsuko.
Co prawda może był to jakiś postęp, skoro wreszcie powiedzieli sobie otwarcie, co myślą, to jednak Corrie podejrzewała, że w rezultacie mogli jedynie uszkodzić przyjaźń, która ich łączyła. I to chyba martwiło ją najbardziej, choć wiedziała, że oboje cierpią.
Sama nie potrafiła dojść do siebie po utracie kapitana, tym bardziej że Kuchiki wziął ją pod swoje skrzydła już dawno temu i wsparł w drodze do zostania shinigami. Dlatego też czuła się zobowiązana załagodzić konflikt między Renjim i Setsuko i nie pozwolić do tego, by oddział się rozpadł.
If I only could
Zaraz po walce, Setsuko udała się z powrotem do biura, gdzie użyła nauczonej się od Izuru techniki, by wyleczyć niewielką ranę i uspokoić nerwy. Spodziewała się jednak, że dostanie ochrzan od Corrie.
Tymczasem Renji zmierzył groźnym wzrokiem gapiów, którzy wyczuli nastrój i ekspresowo się ulotnili. Potem popatrzył na Corrie, która wciąż stała na werandzie, spoglądając na niego niepewnie.
- Daruj sobie - powiedział, ale ton jego głosu jasno wskazywał, że już się uspokoił. - Wiem, co chcesz powiedzieć.
- Czy na pewno? - odparła Shiroyama.
- Po prostu mnie zostaw - rzucił Renji i ze zwieszonymi ramionami wyszedł.
Shiroyama uznała, że potrzebował czasu, aby ochłonąć. Gdyby teraz na niego naciskała i tak by jej nie posłuchał. Postanowiła, więc wrócić do biura. W końcu dokumenty same się nie sobą nie zajmą. Zresztą chciała sprawdzić, co z Setsuko.
- Jak noga? - zapytała na wejściu, próbując utrzymać lekki ton.
- Nie ma już śladu.
- Tak. Pamiętam, jak Izuru opowiadał, że uczył cię podstaw techniki leczniczej, żebyś mogła ją wykorzystać w Akademii.
Setsuko westchnęła.
- Możesz skończyć te podchody - powiedziała. - Przecież wiem, że tylko próbujesz wybadać sprawę.
- Cóż…
- Wiem, że pewnie nie zgadzasz się z tym, co zrobiłam. I tak, nie masz pojęcia, jak bardzo wkurzyło mnie to, co powiedział Renji, ale mylisz się, jeśli sądzisz, że zrobiłam to zaślepiona gniewem.
- A nie? - zdziwiła się Corrie.
- Dobrze wiem, że moja nominacja go uwiera. To było oczywiste od początku. I jeśli chce mnie nienawidzić, to proszę bardzo. Nie mogę natomiast pozwolić, aby mój zastępca zachowywał się w ten sposób. Co pomyśli reszta shinigami, jak zobaczą, że mój zastępca pozwala sobie ciągle na jakieś opryskliwe teksty, co? - zapytała Setsuko, ale to było pytanie retoryczne. - Musiałam go usadzić, czy tego chciałam czy nie. Do tej walki i tak w końcu by doszło, a dał mi dzisiaj wyjątkowo dobry pretekst.
- Więc zrobiłaś to celowo - zauważyła Shiroyama, nie kryjąc dezaprobaty.
- Można to tak ująć. Corrie, zauważ, że Renji jest tutaj naprawdę poważany. Podwładni go lubią i ufają mu. A przede wszystkim, dobrze go już znają. Mnie nikt nie zna. Chyba, że z opowieści, a te niezawsze są pochlebne - kontynuowała Setsuko. - Reputacja Renjiego zaraz nie ucierpi na jednej przegranej, tym bardziej w walce z kapitanem. Czego nie można powiedzieć o mnie. Jak zareagowaliby podwładni, gdybym ja przegrała? Nie dość, że pojawiłam się znikąd, po długiej przerwie od służby, to jeszcze jestem słabsza od porucznika? Musiałam wygrać i pokazać, że nie jestem kapitanem wybranym od czapy.
- Nie było na to lepszej metody? - zapytała Corrie.
- Może i była. Ale nawet ja mam swoje limity, Corrie. Są rzeczy, które jestem w stanie zrobić i takie, których nie jestem. To był jedyny pomysł, jaki miałam, żeby usadzić Renjiego oraz podwładnych. Myślisz, że oni nie zauważyli napięcia w biurze?
- Racja.
- Wiem, że tego nie pochwalasz. Niemniej stało się tak, a nie inaczej. Renji będzie musiał się pogodzić z sytuacją albo znaleźć sobie inny oddział. Jeśli do tego dojdzie, to nie mam prawa go zatrzymać. To nie ja to wszystko zaczęłam.
- To prawda. Być może nie podoba mi się cała sytuacja, ale wiem, że Renji nie zachowywał się za dobrze od początku. Może powinnam była porozmawiać z nim wcześniej.
- Nie, Corrie. Naprawianie naszych relacji to nie twoje zadanie. Jeśli Renji chce się boczyć, pozwól mu. Zadbaj jedynie o to, żeby i na ciebie się nie wypiął.
- Nie sądzę, aby do tego doszło. Zresztą myślę, że Renji wie, że przesadził. Co nie znaczy, że nie mogłabyś być pierwszą, która wyciągnie rękę na zgodę.
- Obecnie nie mam na to siły - wyznała Setsuko. - Myślisz, że ja się nie winię za śmierć Byakuyi? Myślisz, że nie wolałabym, aby wciąż tu był i prowadził Szóstkę? Są nawet ludzie, którzy postanowili winić za całą wojnę Kazumi. W tym momencie muszę zdobyć autorytet i uciszyć tą sprawę, bo moja córka cierpi, chociaż tak naprawdę jest kolejną ofiarą. Postąpiła źle, tak, ale została zmanipulowana, a za naiwność słono przypłaciła.
- Ludzie naprawdę ją winia?
- Oczywiście. Ludzie uwielbiają za nieszczęścia winić kogoś innego. A może gdyby historia Taraki i jej matki nie była taka pokręcona, nie doszłoby do tego? A może gdybym była lepszą matką, Kazumi nie zrobiłaby nic głupiego? Może gdyby mnie tak nie nienawidziła? Może gdybym poświęciła jej więcej czasu i opowiedziała, jak to naprawdę było podczas pierwszej wojny? Nigdy się nie dowiemy, ale też i ja nigdy nie przestanę się winić, tak jak i wiem, że Głównodowodzący również czuje się odpowiedzialny za to wszystko. I gdybyśmy mogli, zmienilibyśmy to wszystko, ale się nie da.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz