You wanna know, know it doesn’t hurt me?
Zarówno Kazumi, jak i Hiroya, wpadali do domu systematycznie, aby spędzić trochę czasu z Setsuko i sprawdzić, jak się miewa. Prezentowała się wtedy dobrze. W znacznej mierze przynajmniej. To jednak po ich wyjściu, zawsze czuła się najgorzej. Rozpadała się z chwilą, gdy drzwi zamykały się za jej dziećmi, pozostawiając ją w pustym domu.
Nie. Nie oczekiwała, że poświęcą jej cały swój czas. To nie było ich zadanie. Oboje mieli swoje życie. Kazumi dopiero od niedawna, wciąż nieoficjalnie, spotykała się z Toshiro. Zaś Hiroya poświęcał teraz cały swój czas Ayane. Setsuko doskonale to rozumiała i zdecydowanie popierała. Chciała, aby jej dzieci były szczęśliwe, a nie martwiły się swoją matką.
To nie zmieniało jednak faktu, że czuła się samotna. Nie miała jednak ochoty na picie z Rangiku, która kilkakrotnie próbowała ją wyciągnąć. Część ich przyjaciół wciąż znajdowała się pod opieką Czwórki. Zresztą sama Setsuko też dostała przepustkę ze szpitala, tylko pod warunkiem, że będzie się oszczędzać.
Wiedziała, że powinna wyjść z domu, zobaczyć się z przyjaciółmi. Że to by pomogło. Że Yumichika też cierpiał. Że on i Bris być może najbardziej mogli jej teraz pomóc. Ale czy ona naprawdę chciała pomocy? Czasem wydawało jej się, że woli się pogrążyć właśnie w tym cierpieniu. Tonęła na morzu podczas sztormu i wcale nie szukała pomocy.
Zaraz po wyjściu dzieci sięgnęła do szafki po butelkę whisky i szklankę, po czym nalała do niej trochę trunku. Wypiła go jednak duszkiem, zaraz uzupełniając brak w szklance. Powtórzyła to jeszcze kilka razy, aż wreszcie poczuła wypite procenty. Włączyła muzykę, nie przerywając picia, rozkoszowała się smutnymi balladami, czasem śpiewając do rytmu.
- “Can you hold me, can you hold me in your amrs! - prawie krzyczała, ale mogła sobie na to pozwolić. Ogrody rezydencji, jak sama rezydencja, były ogromne. Nikt nic nie słyszał. - Do you hear my crying? I’m crying? Oh… Can you hold me? Can you hold me? Can you hold me in your arms? … Take me from the dark. Put your arms around me. Let your love surround me. Can you hold me?...
W pewnym momencie, nawet nie wiedziała kiedy, po jej policzkach popłynęły łzy. Pomimo uśmiechu. Pomimo tego, że pozornie dobrze się bawiła. Zaczynała nawet tańczyć, wciąż wyjąc do muzyki. Już nie ze szklanką, lecz butelką pełną whisky w dłoni.
Przez chwilę nie czuła się tak źle. Przez chwilę mogła się śmiać. A mimo to łzy nie przestawały płynąć. W końcu zmęczona pijackimi pląsami usiadła na kanapie i zaczęła rzewnie płakać, ukrywając twarz w dłoniach i łapiąc się za głowę, jakby to mogło ją ochronić od bólu.
Gdy przestała płakać, poczuła się strasznie zmęczona, ale też i obolała od ciągłego napinania mięśni. Z ciężkim westchnieniem odstawiła butelkę i poszła do łazienki, by napuścić wody do wanny. Gorąca, odprężająca kąpiel - tego było jej trzeba.
W czasie gdy woda leciała, Setsuko poszła wziąć coś na ból głowy, który dostała od płaczu. Wypiła kilka łyków wody, tak niby dla zdrowia, włożyła do buzi ciastko i wróciła do łazienki. Zrzuciła z siebie ubrania i weszła do wanny, rozkładając się wygodnie. Wydała z siebie ciche westchnienie i odchyliła głowę, wpatrując się w sufit.
Była pod wodą. Tonęła i nie wiedziała, jak się wydostać. Nie wiedziała, gdzie jest, ani co się stało. Brakowało jej tchu. Wokół niej była tylko woda. Zaciągnęła się wodą i już myślała, że nie wyjdzie z tego żywa. W końcu jej ręka wybiła się ponad poziom wody i zupełnie przypadkiem natrafiła na coś, czego mogła się przytrzymać. Zdołała wydostać się spod powierzchni, łapczywie łapiąc powietrze i kaszląc, wypluwała wodę.
Siedziała w wannie. Unurana, zmarznięta i przestraszona. Musiała zasnąć - zorientowała się, patrząc na niedojedzone ciastko leżące na brzegu wanny. W końcu ostatnimi czasy nie sypiała za dobrze, tak jak i dzisiaj niezbyt fortunnie lub dla odmiany spała non stop.
Było źle i wiedziała o tym, ale nie potrafiła znaleźć ratunku. Nie potrafiła znaleźć w sobie siły, by tego ratunku w ogóle szukać.
You want to hear about the deal I’m making?
Ktoś uparcie dobijał się do drzwi. Pukał i dzwonił dzwonkiem, przedzierając się przez nieprzyjemne sny, które dręczyły Setsuko przez większość nocy. Obudziła się z bólem głowy, spragniona jak po nocy na pustyni i bardziej zmęczona, niż zanim poszła spać.\
- Już! - wrzasnęła zniecierpliwiona. - Idę!
Narzuciła na siebie luźny sweter i założyła szybko spodnie. Włosy związała w luźną kitkę, już w drodze do drzwi, żeby ukryć, że w ogóle się nie uczesała. Właściwie, nie pamiętała, kiedy ostatni raz zrobiła cokolwiek poza okazjonalną kąpielą. O ile się w niej omal nie utopiła.
Z groźną miną otworzyła drzwi i zobaczyła shinigami z emblematem Jedynki. Gdyby nie to, pewnie zrugałaby natręta, ale wiedziała, że takie zachowanie dotrze do Głównodowodzącego. Wszyscy w tym oddziale byli strasznie sztywni. Pieprzone skarżypyty.
- Tak? - zapytała, unosząc brew, nie kryjąc niezadowolenia z tej wizyty.
- Kuchiki Setsuko? - odezwał się młody mężczyzna.
- A w czyim jesteś domu? - zapytała i jej rozmówca przez chwilę wyraźnie się strapił, jakby zastanawiał się, czy nie pomylił adresu, ale tabliczka jasno mówiła “Kuchiki”. Wtedy dopiero zrozumiał sarkazm i zmarszczył brwi. - Tak to ja - dodała z ciężkim westchnieniem. - O co chodzi?
- Przychodzę z zaproszeniem.
- Na randkę? - prychnęła. - Co prawda zostałam ostatnio wdową, ale chyba za szybko na takie odważne manewry, co? Zresztą trochę jesteś za młody.
- Nie. Oczywiście, że nie na randkę - naburmuszył się shinigami.
- Mówisz, że jestem stara i brzydka? - ciągnęła Setsuko. - Przychodzisz do mnie do domu i teraz mnie obrażasz?
- Co? Nie - przeraził się. - Oczywiście jest pani bardzo piękna, tylko…
- Tylko jednak stara. A może wolisz starsze? Myślisz, że jak mi rzucisz komplement to cię wpuszczę do środka i… - oblizała wymownie usta.
- Na Króla Dusz! - zdenerwował się mężczyzna, nie mając już wątpliwości, że kobieta zwyczajnie z nim pogrywa. - Przyniosłem wezwanie do Generała Dowódcy - powiedział krótko, nie dając jej okazji dalej ciągnąć tej gierki.
- Och… - mruknęła Setsuko lekko rozczarowana, ale uśmiechnęła się. - Przekaż, proszę, Głównodowodzącemu, że będę za godzinę. Chyba że to pilne?\
- Nie. Tak będzie dobrze.
Po tych słowach zniknął w shunpo, a Setsuko wewnątrz domu. Pierwsze co skierowała się do kuchni, gdzie wypiła dużą szklankę wody i wzięła coś na ból głowy. Potem wskoczyła pod prysznic, żeby się odświeżyć i poszła się ubrać. Wysuszyła włosy, poprawiła ostatnie drobiazgi i nałożyła lekki makijaż. Chyba pierwszy raz od zakończenia wojny, jakoś godnie się prezentowała, choć wciąż była ubrana na czarno. Dotychczas jednak nie czuła ku temu potrzeby.
Wyszła z domu i choć ruszyła przez Sereitei z lekkim przestrachem, jako że długi czas unikała kontaktów z ludźmi, to jednak zdawało się, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Wiele osób wciąż było w żałobie, więc nie wyróżniała się zbytnio. Zresztą shinigami mieli swoje własne problemy.
Nie czuła się najlepiej w tłumie, ale anonimowość nieco łagodziła niezadowolenie. Gdy dotarła do Jedynki, poczuła dziwną nostalgię. Po budynku nie kręcił się Sasakibe, a większość shinigami wciąż była poobijana i jakaś bez życia. Papiery leżały na stertach. Było widać, że miejsce potrzebuje vice kapitana. Miała tylko nadzieję, że to nie z tego powodu została tam wezwana. Wątpiła, aby lubiła pracę w Jedynce.
Skierowała się prosto to biura Głównodowodzącego i zapukawszy do drzwi, weszła do środka. Starzec siedział pochylony nad jakimiś papierami, ale ożywił się nieco na jej widok. Wyprostował. Odłożył dokumenty na bok, a na twarzy zawitał delikatny, niemal niezauważalny uśmiech.
- Witaj, dziadku - powiedziała Setsuko. - Jak się miewasz?
- Dobrze. Dziękuję - padło w odpowiedzi. - Chociaż jak widzisz, chwilowo oddział pogrążony jest w chaosie.
- Fakt. Zupełnie nie jak Jedynka.
- Usiądź - rzekł Genryusai, wskazując krzesło. - A jak ty…
- Nie - szepnęła Setsuko, kręcąc głową. - Powiedz mi, dlaczego mnie wezwałeś. Wątpię, aby chodziło o zwykłą pogawędkę.
- Nie. To prawda. Choć chciałem też zobaczyć, jak sobie z tym wszystkim radzisz.
- Nie wiem, czy w ogóle sobie radzę.
- Poczucie humoru cię jednak nie opuściło, sądząc po tym, co powiedział mi Noiro.
- Więc miałam rację, że się poskarży - skwitowała Setsuko. - Ja tylko…
- Nie zaszkodzi mu to. Jest odrobinę sztywny, nawet jak na mój gust. Pochodzi z jednej z bocznych gałęzi rodu Kira.
- No tak… To dużo wyjaśnia - zaśmiała się Setsuko. - Do rzeczy jednak.
- Masz rację, że nie wezwałem cię tu bez powodu - zaczął spokojnie Genryusai, opierając się łokciami o biurko i dłonie układając w piramidkę. - Jak widzisz, oddział jest pogrążony w chaosie. Nie mam ani zastępcy, ani trzeciego oficera, a wiele oddziałów straciło kapitanów. Wspaniałych dowódców. Całe Gotei 13 potrzebuje odbudowy. Być może nie powinienem, ale ze względu na twoje zdolmności, chciałem, abyś mi nieco doradziła. Zasugerowała kilka osób.
- Och, jak dobrze. Już się bałam, że będziesz chciał mnie wciągnąć do Jedynki.
- Na Króla Dusz - jęknął Genryusai. - Żebyś mi podwładnych rozpiła? - mruknął, po czym spoważniał. - Rozważałem to, nie ukrywam. Dobrze wiem, że poradziłabyś sobie tutaj, ale podejrzewałem, że odmówisz.
- Ale wiesz co? Chyba wiem, kto by się nadał.
- Kogo masz na myśli.
- Ayasegawa Yumichika. I zanim powiesz nie - dodała pospiesznie. - Przypominam, że przez lata ukrywał bankai. Jest bardzo silny, ale zarazem bardzo kulturalny. U boku Zarakiego i Yachiru, to długie lata on zajmował się papierami, kiedy Yachiru biegała po Seireitei.
- Rozumiem. Pomyślę nad tym.
- Ewentualnie, opcja numer dwa to stary weteran, który obecnie nie należy do żadnego z oddziałów. Mój ojciec. Nie jest może taki skrupulatny jak Sasakibe, ale ze względu na wiek i doświadczenie, powinien być w stanie utrzymać młodzików w ryzach.
Genryusai pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Ale mój zastępca to jedynie wierzchołek góry lodowej. Oddział drugi, trzeci i… szósty potrzebują kapitanów.
- Jeśli chodzi o Dwójkę to wybór jest prosty. Hotarubi długo była porucznikiem, wcześniej latami wspierała Kazumę. Wierz mi, że jeśli jest ktoś, kto się nadaje, to właśnie ona.
- Cóż… Podejrzewam, że w jej przypadku to akurat naturalna kolej rzeczy.
- Gwarantuję, że się nie zawiedziesz.
- Zostaje jeszcze oddział trzeci i szósty. - Na wspomnienie o Szóstce Setsuko spochmurniała. - Jeśli to za wcześnie… - zaczął Genryusai, ale kobieta pokręciła głową. - W takim razie chciałbym zaproponować ci, abyś to ty objęła stanowisko kapitana w jednym z tych oddziałów.
- Ja? - zdziwiła się Setsuko. - Przecież ja nie…
- Wbrew temu, co nam wszystkim mówiłaś przez lata, wciąż posiadasz Duszę Miecza. Jesteś doświadczoną shinigami. Poprowadziłaś nas do tej bitwy, nawet jeśli nieoficjalnie - dodał z powagą. - W Trójce spędziłaś połowę życia, przez jakiś czas byłaś tam vice kapitanem. Znasz ludzi, znasz oddział. Pozwolę ci jednak wybrać. Wiem, że i w Szóstce pomagałaś nie raz przez lata, a niełatwo było przekonać kapitana Kuchikiego, aby dał sobie pomóc. I tam wszyscy cię znają, a w przeciwieństwie do Trójki, wciąż masz obydwu zastępców, którzy dadzą radę cię wesprzeć.
- Rozumiem, że to oferta nie do odrzucenia.
- Masz rację.
- Przemyślę to - odparła Setsuko. - Bycie kapitanem.
- Tylko nie myśl zbyt długo, inaczej postanowię sam.
You (be running up that hill)
Nie wiedziała co myśleć o propozycji Głównodowodzącego. Zresztą jasno dał jej do zrozumienia, że to nawet nie była propozycja. Zaledwie dał jej wybór. I chociaż dobrze znała oddział trzeci, to jednak sentyment skłaniał ją ku oddziałowi ukochanego.
Zastanawiała się jednak, jak odbiorą to Renji i Corrie. Czy powinna z nimi najpierw porozmawiać? Czy nie będą czuli się dziwnie z nią jako dowódcą? Corrie to jeszcze, ale czy Renji nie będzie zły, że to nie on przejął oddział? Skoro nawet ktoś taki jak Ikkaku został mianowany dowódcą? Nie, żeby Ikkaku był złym kapitanem, ale nie trudno odgadnąć, że papierologia spoczywała raczej na barkach Iby.
Zdecydowała. Tak naprawdę zdecydowała jeszcze tam w Jedynce, choć nie chciała się do tego przyznać. Nie znaczyło to jednak, że nie miała wątpliwości. Przekazała Genryusaiowi swoją decyzję wraz z sugestią na kapitana Trzeciego oddziału. To wtedy usłyszała też, że Hotarubi również przyjęła awans i od razu znalazła sobie zastępcę, kim był nikt inny jak Yumichika.
W efekcie to jej ojciec został nowym zastępcą kapitana w oddziale pierwszym. O tym też niewiele myślała, choć każda wizyta u dziadka oznaczała spotkanie z ojcem, którego również ostatnio unikała. Unikała, bo on na siłę próbował spędzić z nią czas i doradzać jej, i mówić, jak to się z czasem pozbiera. Tak jak on się pozbierał po śmierci jej matki. A Setsuko do tego dnia wciąż zastanawiała się, jakby wyglądało jej życie i świat, gdyby Reiko wciąż żyła.
Teraz jednak musiała skupić się na nowych obowiązkach, jako kapitan szóstki. Nikt jeszcze nie miał pojęcia, że to ona je przejęła. Renji i Corrie usłyszeli jedynie, że nowy kapitan zacznie na dniach, jednak cała sprawa owiana była tajemnicą. Genryusai najwyraźniej pozostawił jej pole do popisu, czy chce chwalić się awansem. Jednak Setsuko nie była pewna, co powinna tak naprawdę zrobić.
Obawiała się, że nie podoła. Obawiała się konfliktu z Renjim, który i tak wkurzał ją już tym poczuciem winy, ale też wątpiła, że z takim spokojem przyjmie fakt, że to nie on przejął pałeczkę. Obawiała się tego, że będzie musiała trzymać się w ryzach i rozmawiać z podwładnymi, i z innymi ludźmi, kiedy miała ochotę zamknąć się w sypialni, zasłonić okna i już nigdy stamtąd nie wychodzić. Zarazem nie mogła pozwolić, żeby druga najważniejsza dla Byakuyi rzecz, zaraz po rodzinie, wpadła w łapska kogoś innego.
Dlatego też tego dnia przyszła do oddziału bardzo wcześnie. A może jeszcze bardzo późno w nocy. Strażnicy dobrze ją znali, więc nikt jej nie zatrzymywał. Może uznali, że chciała zabrać rzeczy należące do męża. Nie mieli pojęcia, jak bardzo się mylili.
Setsuko nie zamierzała nic zmieniać. Na biurku Byakuyi nie było zbyt wiele rzeczy. Jedno zdjęcie rodzinne. On, Setsuko, Kazumi i Hiroya. Szczęśliwi. Razem. I przede wszystkim wciąż żywi.
Zaparzyła sobie herbaty w filiżance z zestawu porcelany, którą Byakuya miał w biurze odkąd tylko pamiętała. Herbata jaśminowa - jego ulubiona. Zawsze było jej w oddziale pod dostatkiem.
Powoli wschodziło słońce, świecąc jasno. A mimo to wiśniowy ogród widoczny z okna wyglądał wyjątkowo ponuro. Odzwierciedlał bardzo dobrze, stan ducha Setsuko, która siedziała w fotelu męża, czekając na przybycie swoich podwładnych oraz przyjaciół. Podejrzewała jednak, że mogą już nie być przyjaciółmi, jeśli Setsuko na dobre zostanie w oddziale.
Wreszcie nastał poranek. Renji i Corrie mieli się zjawić w oddziale lada chwila. Setsuko przerobiła już ze trzy filiżanki herbaty i nadszedł czas na kawę. Tyle co wróciła z powrotem za biurko ze świeżo zaparzoną kawą, której zbawiennym działaniem miało być trzymanie Setsuko w jakiś ramach przytomności. W tej samej chwili wyczuła zbliżające się reiatsu przyjaciół.
Najwyraźniej wpadli na siebie gdzieś przy bramie i razem udali się do biura. Musieli wyczuć jej obecność, bo nie wyglądali na zaskoczonych, gdy ją tam zastali. Po prawie Renji wyglądał na lekko zakłopotanego po ich ostatnim spotkaniu, ale na pewno nie na zdziwionego.
- Yo - powiedział niepewnie.
- Witaj, Setsuko - przywitała się Corrie, uważnie przyglądając się Setsuko, najpewniej próbując stwierdzić, w jakim kobieta jest nastroju.
- Hej - odpowiedziała Setsuko i uśmiechnęła się blado.
- To, co cię tu sprowadza? - zagadnął Renji, gdy zapadła niezręczna cisza. - Przyszłaś zobaczyć, kto został nowym kapitanem? Ponoć dzisiaj ma przyjść.
Setsuko nie odpowiedziała, nieco zbita z tropu. Nie przygotowała żadnej przemowy, ani tego, jak się przedstawić, jako nowy kapitan. Nie Renjiemu i Corrie.
- Renji - odezwała się cicho Corrien, ściągając na siebie jego uwagę. - Nie wydaję mi się, aby o to chodziło?
- Nie? - zdziwił się autentycznie Renji.
- Nie…
- To o co innego? - Renji nadal nie rozumiał, a może nie chciał zrozumieć. - Chciałaś z nami o czymś poro… Och. Nieee… - Popatrzył na Setsuko, szukając jakiegoś zaprzeczenia. - Nie, no teraz to sobie ze mnie jaja robisz.
- Obawiam się, że nie - odezwała się wreszcie Setsuko. - Nie bardzo wiedziałam, jak was o tym poinformować. Zresztą do wczoraj nie wiedziałam nawet, czy zaakceptuję propozycję Głównodowodzącego.
- Gratuluję - powiedziała Corrie. - I witam w oddziale, pani kapitan.
Renji jednak nie dołączył do gratulacji, co wcale nie zdziwiło Setsuko.
- Głównodowodzący zaproponował? - dopytywał.
- Właściwie to bardziej mi oznajmił. Dał mi jedynie wybór między Trójką lub Szóstką.
- I wybrałaś Szóstkę. Mimo tego, że pracowałaś w Trójce przez tyle lat.
- Cóż… Tak.
- I będziesz naszym kapitanem, tak? - ciągnął dalej Renji, wyraźnie niezadowolony, choć starał się to jeszcze maskować. - Ale że tak na dobre? Czy tylko tymczasowo.
- Nic nie wiem o tym, aby to była tymczasowa posada - stwierdziła Setsuko. - Będziesz musiał się pogodzić z moją obecnością.
- Nie, nie. No, przecież tylko pytam. Po prostu się nie spodziewałem.
- Wierz mi, ja też nie - westchnęła Setsuko. - Niemniej tak wygląda sytuacja i jestem zmuszona prosić was o wsparcie w moich nowych obowiązkach.
- Jasne. Możesz na nas liczyć - powiedział Renji, nieco się rozluźniając.
Setsuko nie wątpiła, że przyjaciel naprawdę miał to na myśli, to jednak nie było złudzeń, że był również wkurzony i będzie potrzebował czasu, aby pogodzić się z sytuacją. Zapewne łudził się, że jak w wielu innych przypadkach, i tutaj to porucznik przejmie stanowisko kapitana.
And if I only could
Make a deal with god
Wciąż siedziała nad dokumentami, zapoznając się szczegółami działalności oddziału. I tak przez lata sporo się nauczyła i miała dosyć dobre pojęcie na temat jego funkcjonowania. Nadal jednak było wiele rzeczy, których musiała się dowiedzieć i nauczyć.
Oderwała się od lektury dopiero wyczuwając znajome reiatsu. W stronę budynku zmierzała Matsumoto, lecz nie sama. Biorąc pod uwagę, że towarzyszyła jej Bris, nie chodziło o nic oficjalnego. A to zwiastowało kłopoty, bo Setsuko nie miała ani czasu, ani ochoty na plotki.
Rozległo się pukanie i obie kobiety same zaprosiły się do środka. Tymczasem Setsuko powtarzała sobie w głowie “bądź miła”, tak na wszelki wypadek. Wątpiła jednak, aby ta rozmowa poszła dobrze, skoro nie miała na nią ochoty.
- Setsuko! Moje gratulacje! - Matsumoto rzuciła się na nią z objęciami. - Wieści już się rozeszły, więc chciałyśmy jak najszybciej ci pogratulować.
- Dziękuję - odparła sucho Setsuko.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? - zapytała Bris.
- Bo nie wiedziałam, czy się na to zgodzę. Ale nie mogłam oddać Szóstki komuś innemu. Po prostu nie mogłam.
- Jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz - zaświergotała Matsumoto. - Jesteś urodzonym przywódcą.
- Masz ochotę wybrać się z nami później na jakiegoś drineczka albo coś do jedzenia, żeby uczcić awans?
- To nie jest awans - prychnęła Setsuko. - Do niedawna nawet nie byłam częścią Gotei, jeśli zapomniałyście.
- No dobrze, ale to i tak jest awans. Wcześniej byłaś tylko porucznikiem - zauważyła Bris.
- Super, jeśli waszym zdaniem przejęcie oddziału po zmarłym mężu to awans - syknęła Setsuko. - Wolałabym zdecydowanie, aby Byakuya wciąż tu był. Zamiast mnie - dodała gniewnie.
- Nie gniewaj się na nas. Chciałyśmy tylko…
- Po raz kolejny spróbować zmusić mnie do wyjścia, kiedy nie mam na to ochoty - stwierdziła chłodno Setsuko. - Zresztą mam dużo pracy.
- No dobrze, ale pamiętaj, że jeśli będziesz potrzebowała pogadać, to obie zawsze jesteśmy do dyspozycji - powiedziała Rangiku, choć już z mniejszym entuzjazmem.
- Swoją drogą, udało mi się ostatnio namówić Yachiru, żeby wyszła z nami i jeszcze paroma osobami, które przeżywają ciężkie chwile. Babskie pogaduchy, piwko, jedzonko - zaczęła nieśmiało Bris. - Jakbyś jednak miała ochotę dołączyć… Wiesz. Każda z nas ma jakieś sposoby na radzenie sobie z tym, co się wydarzyło. Może to ci…
- Nie - warknęła Setsuko. - Nie chcę brać udziału w spotkaniu waszego kółka nieszczęśliwych wdów. Może nie zauważyłaś, ale nie mam na to czasu.
- Ale nie musisz być dla Bris taka paskudna - zdenerwowała się Rangiku.
- Najwyraźniej muszę, skoro żadna z was nie rozumie słowa “nie”.
- Bris przeszła już to, co ty teraz przechodzisz. Kiedy zginął Shigeru - przypomniała jej Matsumoto. - Jej też nie było łatwo. Ale dźwignęła się i teraz próbuje pomóc tym, którzy potrzebują wsparcia.
- Ale ja nie potrzebuję wparcia, tylko świętego spokoju. Już wystarczy, że muszę użerać się z… Nieważne. Po prostu dajcie mi, proszę, pracować.
- Dobrze - westchnęła Matsumoto. - Jeśli zmienisz zdanie, wiesz, gdzie nas znaleźć - rzuciła na odchodne i pociągnęła Bris za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz