Hotarubi niespecjalnie miała ochotę na rozmowę z wnukiem przyjaciółki. Miała wrażenie, że jeśli zacznie się zagłębiać w tę sprawę, to w jakiś sposób da się wciągnąć w tę całą dziecinadę. A w jej mniemaniu ktoś w tym wieku, powinien być ponad szczeniackimi zauroczeniami. Jednak nadmierna uwaga młodego podwładnego dawała jej się we znaki już od dłuższego czasu i wyglądało na to, że nie miała wyjścia.
Musiała zakończyć tę dziecinną zabawę, ale zarazem nie chciała zniechęcić chłopaka kompletnie do szukania miłości w życiu. Samotność była trudna. I nawet komuś takiemu jak ona udało się znaleźć kogoś, kto ją pokochał.
Gdy zrobiła sobie przerwę od dokumentów i wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza, zaczęła spacerować po oddziale. Niby mimochodem tylko rozglądając się dokoła, aż nie wypatrzyła Shigeru zamiatającego na ganku jednego z budynków.
- Pani kapitan, dzień dobry - przywitał się chłopak i ukłonił się. - Ma pani do mnie jakąś sprawę?
- Nie - odparła Hotarubi, ale po chwili dodała: - A właściwie to tak.
- Coś zrobiłem źle?
Kobieta zaśmiała się.
- Nie, skąd. Chciałam tylko zapytać cię o coś.
- Tak? - Shigeru wydawał się być zaintrygowany.
- Przyjaźnisz się z Kobayashi Taro, nie? - zagadnęła luźno Hotarubi, a chłopak skinął niepewnie głową. - Rozmawiałeś z nim ostatnio?
- A co? Naprzykrza się? - domyślił się Shigeru.
- Cóż… Tak bym tego może nie ujęła, ale… Jest dosyć, jak by to ująć, obecny cały czas.
- Ta… Chyba nie ma sensu tego ukrywać, skoro i tak jest taki oczywisty - Shigeru podrapał się po potylicy. - Bo on się w pani kapitan podkochuje.
- Tyle to się już chyba domyśliłam.
- I to dosyć mocno. Ten typ już tak chyba ma. W Akademii też się podkochiwał w jednej dziewczynie, wszystko by dla niej zrobił, ale dała mu kosza. Długo się nie mógł pozbierać po tym. Potem skończyliśmy szkołę i dołączyliśmy tu do oddziału i jakoś się dźwignął. Z panią kapitan zaczęło się raczej od ogólnego podziwu, ale chyba zrobił się lekko obsesyjny…
- No właśnie. Może mógłbyś mu to jakoś wyperswadować? - poprosiła Hotarubi. - To naprawdę słodkie, ale ja mam męża, a on jest o sto lat za młody i tak. Nie chciałam mu zrobić przykrości, ale…
- Zaczyna pani mieć dość?
- Odrobinę.
- Mogę spróbować z nim pogadać, ale - Shigeru zawahał się przez moment. - Obawiam się, że to ten typ, co się nie odczepi, jak nie dostanie konkretnie po głowie.
- To niedobrze, bo naprawdę wolałabym uniknąć dramatu.
- Spróbuję, pani kapitan, ale nie mogę niczego obiecać.
- To już i tak coś. Dziękuję Shigeru.
***
Wreszcie wrócił do domu, ale Setsuko jeszcze w nim nie było. Pomimo zmęczenia zabrał się za przygotowywanie jakiejś kolacji, aby miło zaskoczyć małżonkę. Rzadko mieli ostatnio chwilę, aby usiąść razem, chyba że chodziło o pracę. Choć i tym razem o pracę trochę jednak chodziło. Nie ze względu na Renjiego, ale Byakuya obawiał się najgorszego, jeśli jego żona zagroziła zamknięciem śledztwa. Sam zresztą też miał swoje podejrzenia i żadne z nich nie wróżyły dobrze.
Byakuya zajrzał do lodówki. Z niezadowoleniem zauważył pleśń na pomidorach i na ogórku też. Potem popatrzył na wołowinę, która zaczęła się już ślimaczyć. To jedynie pokazywało, jak zajęci byli ostatnio, bo zazwyczaj któreś z nich gotowało. Nie lubili marnować jedzenia, a i w szaleństwie pracy miło było zjeść domowy posiłek. Tego dnia jednak się na takowy nie zapowiadało.
Z braku innych możliwości, Byakuya zdecydował się zamówić jedzenie do domu, choć nie miał tego w zwyczaju. Wiedział jednak, że Setsuko lada moment będzie w domu, a wypad po zakupy i gotowanie zajmie o wiele więcej czasu. Czasu, którego nie mieli.
Setsuko wróciła do domu niedługo później. Wyglądała na zmęczoną i tak też się czuła. Popatrzyła na siedzącego w fotelu w ciszy Byakuyę i zapytała:
- Ciężki dzień?
- Nie bardziej niż pozostałe.
Już miała zapytać o coś jeszcze, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła je, jako że stała najbliżej. Dostawca pizzy skinął nieśmiało głową.
- Tak? - zdziwiła się Setsuko.
Byakuya wyminął ją i wręczył chłopakowi pieniądze, odbierając od niego dwa pudełka i zamknął drzwi, jedynie rzucając krótkie ‘dziękuję’.
- Myślałam, że nie lubisz fast foodów.
- Raz na jakiś czas nie zaszkodzi - westchnął Byakuya. - Poza tym musiałem wyrzucić wszystko z lodówki… Poza masłem.
- Wiesz, ja tam nie narzekam - roześmiała się kobieta, siadając przy stole ze swoją pizzą.
- Wszystko w porządku?
- Co masz na myśli? - zdziwiła się Setsuko. - O czymś chcesz porozmawiać - stwierdziła po chwili.
- Podobno zagroziłaś Renjiemu zamknięciem śledztwa - oznajmił Byakuya.
- Bo mnie zdenerwował. Przyciskał mnie przy młodych, jakbym kłamała.
- Ale prawdy też mu nie powiedziałaś.
- Bo nie wiem, jaka jest prawda. Mam jedynie podejrzenia, ale nie na tym polega śledztwo, żeby kierowali się moimi przeczuciami.
- To prawda.
- Niemniej, jeśli moje przeczucia się potwierdzą, nawet nie wiem, co mamy zrobić.
- Uważam, że powinnaś wyjaśnić Renjiemu sytuację, ale jeśli nie chcesz, sam dam mu do zrozumienia, aby był ostrożny w tym, co robi.
- Nie wiem, bo nie chcę się wtrącać w śledztwo, ale zaczynam widzieć, że Hotarubi miała rację. To musi być któryś ze szlacheckich rodów. Tylko oni wiedzieli o mieczu. Zresztą byłeś na spotkaniu Rady. Yuushiro chce mojego odejścia, ale…
- To nie w jego stylu.
- Nie. Najbardziej podejrzewam Hikifune, ale nic na to nie wskazuje. Nic.
- A co powiedziała Hotarubi? - zaciekawił się Kuchiki.
- Ona stawia na Konoe…
- Nie. Konoe i ród Kira nie zrobiliby tego - zapewnił ją.
- A ta pewność to skąd? - mruknęła Setsuko, łypiąc na niego.
- To nie Konoe - powtórzył. - Prędzej podejrzewałbym Shutare.
- Nie wiem, Byakuya. Naprawdę nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
***
Taraka siedziała nieco naburmuszona, choć starała się tego nie okazywać. W całej tej goryczy właśnie dopiła swoje trzecie piwo. Najpierw go nie chciała, ale zmieniła zdanie, gdy dotarło do niej, że nie pójdzie już do żadnego kina. Hitoshi świetnie się bawił w towarzystwie Katsukiego i nawet Shurien nie wyglądała na źle nastawioną wobec ich przełożonego.
- Sorka, idę zapalić - oznajmił Hitoshi, wstając z krzesła.
- Miałeś nie palić - przypomniała mu z żalem Taraka.
- To tylko na czas śledztwa, daj spokój - mruknął chłopak i zwrócił się do Shurien. - Shuri, idziesz ze mną?
- A w sumie - zgodziła się młoda Kira.
- Przecież ty nie palisz…
- Ale czasem lubię - odpowiedziała na ciche narzekanie przyjaciółki.
- A ty, oficerze, palisz? - zapytał przełożonego Hitoshi.
- Nie, nie palę. Dziękuję, Hitoshi.
Hitoshi i Shurien wyszli, zupełnie niezrażeni nadąsaną miną Taraki, która za nic nie miała ochoty zostać sama z Katsukim i teraz zaczynała żałować, że jednak nie poszła z nimi, chociaż do towarzystwa.
- Wszystko w porządku? - zapytał ją Katsuki, gdy cisza się przeciągała.
- Tak. Niby czemu miałoby nie być.
- Wydajesz się spięta.
- Wydaje ci się - Taraka wywróciła oczami, ale zdawało się, że Katsuki tego nie zauważył.
- Chyba nie gniewasz się na mnie za to, że kazałem ci się trochę przyłożyć do pracy.
- Nie skąd - mruknęła automatycznie, ale słowa Katsukiego mierziły ją do tego stopnia, że dodała: - Przyłożyć bardziej? Ja się przykładam do swojej pracy. I dlatego jestem szesnastym oficerem. Być może muszę się jeszcze wiele nauczyć, ale to nie daje ci prawa mnie tak nękać - syknęła.
Katsuki popatrzył na nią zaskoczony, ale szybko spoważniał.
- To nie jest żadna złośliwość z mojej strony, Taraka. Uważam, że jesteś zdolną i ambitną shinigami. Chciałem ci jedynie pomóc, zmotywować cię.
- Bzdura. Zwalasz na mnie wszystkie najgorsze zadania. Ja mam też życie prywatne, a przynajmniej miałam dopóki nie zaczęłam pracować z tobą. Myślisz, że kilka komplementów nagle sprawi, że ci wybaczę?
- Przyznaję, że może byłem zbyt szorstki - stropił się Katsuki. - Myślałem, że jak cię trochę wkurzę, będziesz pracować ciężej.
- Wjechać komuś na ambicje to jedno - warknęła Taraka. - Ale prześladowanie kogoś całymi dniami, to co innego. Może twoim zdaniem nie zasługuję być szesnastym oficerem, skoro nie podołałam twoim zadaniom, ale wierz, w moich oczach, ty wypadasz jeszcze gorzej. Jak to możliwe, że taka kanalia ma zażądzać ludźmi - dodała.
Zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze i zanim Katsuki zdołał odpowiedzieć, do stolika wrócili Hitoshi i Shurien. Wyczuwając napięcie, młodzi shinigami popatrzyli po sobie, ale żadne nie odważyło się zapytać.
- To, co? Kolejna runda? - zapytał Hitoshi, udając, że nie dostrzega problemu.
- Jestem zmęczona. Chyba pójdę już do domu - oznajmiła Taraka, wstając z krzesła.
- Zaczekaj - odezwał się cicho Katsuki. - Ja pódję.
Młoda Hitsugaya zignorowała jednak jego słowa, rzucając mu jedynie lodowate spojrzenie. Uśmiechnęła się niemrawo do Shurien, cmoknęła Hitoshiego w policzek i wyszła.
- Nie powinieneś jej chociaż odprowadzić? - zapytała Shurien, spoglądając na Hitoshiego, który wyraźnie nie jarzył, że coś się wydarzyło.
- Ta. No racja - mruknął.
Dopił szybko ostatnie kilka łyków piwa i dopiero wtedy wyszedł. Shurien pokiwała głową z dezaprobatą. Lubiła Hitoshiego, ale nie sądziła, aby był odpowiednim partnerem dla jej przyjaciółki. Nigdy jednak nie powiedziała tego na głos. Zresztą tego dnia i ona zawiniła. Chciała dać Tarace szansę załatwić sprawę z Katsukim, ale wyglądało na to, że zchrzaniła. Będzie musiała przeprosić rano przyjaciółkę.
- Ja też się będę już zbierał - oznajmił Katsuki z dość nietęgą miną.
- Nie wiem, jaki masz problem - powiedziała niespodziewanie Shurien, z zupełnie poważną miną. - Ale lepiej sobie uporządkuj priorytety. Dziś wszyscy trochę schrzaniliśmy, ale i tak głównym złoczyńcą na ten moment jesteś ty. - Po chwili jednak uśmiechnęła się, jakby przed chwilą wcale nie rzucała przełożonemu zakodowanej groźby i dodała: - Ale na szczęście jutro zawsze jest nowy dzień. Dobranoc - rzuciła i shunpnęła do domu.
***
Następnego dnia, Byakuya zaraz z rana wezwał do siebie Renjiego. Właściwie, nie do końca wezwał. Znalazł Abaraia kręcącego się w pobliżu biura z kubkiem kawy i kazał mu za sobą podążyć. Tam zasiadł przy swoim biurku, jak zawsze i łypnął na zastępcę.
Renji przeczuwał kłopoty. Musiał wyraźnie przegiąć z Setsuko, bo mina kapitana nie wróżyła nic dobrego.
- Renji - zaczął z powagą Byakuya. - Odnośnie naszej wczorajszej rozmowy…
- Najmocniej przepraszam.
- Nie - Byakuya z trudem ukrył uśmieszek, który złośliwie próbował wpełznąć na jego usta. - Setsuko nie chciała ci nic mówić, ponieważ zależy jej na niezależnym śledztwie. Bała się, że mimowolnie podążysz za jej podejrzeniami. Zresztą i te nie są zbyt konkretne, więc muszę cię rozczarować, Renji. Oczywiście zarówno Setsuko, jak i ja, mamy swoje jakieś spostrzeżenia lub opinie, ale te nie powinny cię interesować. Podążaj tam, gdzie prowadzi cię śledztwo i melduj mi na bieżąco.
- Tak jest.
- Bądź jednak bardzo ostrożny, bo nie wiemy, w którym kierunku rozwinie się sprawa.
***
Setsuko zawitała do oddziału drugiego. Zdawało się, że shinigami przywykli już do jej częstych wizyt. Na początku wszyscy się spinali, panikowali i kłaniali się. Cóż… Kłaniali się nadal, lecz reakcja była bardziej wyuczona i automatyczna. Niektórzy nawet wyglądali na poirytowanych jej obecnością. W szczególności Hotarubi, ale ich relacje były nieco inne.
- Znowu? - mruknęła Hotarubi. - Nie masz własnego biura?
- Mam - odparła Setsuko niewzruszona złośliwością przyjaciółki. - Ale przyszłam porozmawiać.
- Nie pomyślałaś, że ludzie zaczną coś podejrzewać? - zapytała z troską Hotarubi. - Nie jestem twoim doradcą…
- Zawsze tu przychodziłam - Setsuko wzruszyła ramionami. - I przychodzę tu także po to, aby pokazać, że moje zwyczaje się nie zmieniły pomimo sytuacji.
- Ale obecnie może jednak warto uważać?
- No dobrze, to najwyżej potem dla zmyłki przejdę się gdzieś jeszcze - mruknęła Setsuko.
- To po co przyszłaś? - zapytała wreszcie Hotarubi, spoglądając z powagą na Setsuko.
- Żeby opracować jakiś plan działania.
- Nie powinnaś tego omawiać z Byakuyą?
- No, niby tak, ale…
- Doceniam jednak, że szukasz mojej rady - przyznała Hotarubi i uśmiechnęła się lekko. - Ale co o tym wszystkim myśli, Byakuya?
- Byakuya stawia, że jak już to ród Shutara. Za to bardzo kategorycznie bronił Konoe.
- Dlaczego?
- Ponoć są przyjaciółmi z dziećiństwa - wyjaśniła Setsuko. Podejrzewam jednak, że ona się w nim już wtedy podkochiwała i była na jego każde zawołanie. Pewnie dlatego tak się przyzwyczaił, że Konoe można ufać. Tylko że Konoe jest teraz dorosłą kobietą i głową rodu, więc nie wiem, czy Byakuya wyjątkowo się tutaj nie myli.
- Rozumiem.
- Poza tym nie chciałam, żeby cokolwiek powiedział Renjiemu - dodała Setsuko. - Nie, żeby Byakuya miał w zwyczaju dużo mówić komukolwiek, ale jest przełożonym Renjiego. Naturalnie Renji będzie szukał u niego opinii, więc uznałam, że im mnie Byakuya wie, tym lepiej.
- No dobrze, powiedzmy, że mnie przekonałaś - westchnęła Hotarubi, kręcąc głową. - Co planujesz?
- Nie wiem, ale muszę jakoś dowiedzieć się, kto za tym wszystkim stoi, zanim sytuacja się pogorszy.
- Musiałabyś prześwietlić wszystkie rody.
- No właśnie. Musiałabym stworzyć jakąś dywersję i się tam udać, albo znaleźć kogoś, kto zrobi to lepiej niż ja. Szczerze mówiąc, myślałam, że może Yoruichi.
- A zgodzi się?
- Nie wiem. Chyba tak.
- A jeśli ją złapią? - zapytała Hotarubi wyraźnie nieprzekonana do tego pomysłu. - Wywołasz skandal i jeszcze większy konflikt. Tym gorzej, jeśli się okaże, że dany ród nie odpowiada za Makoto.
- Cholera…
- Poza tym, od którego rodu byś zaczęła? I tak musimy to zawęzić.
- No wieeeeem - zawyła Setsuko, dramatycznie rzucając się na blat biurka. - Wiem…
- Poza tym, uważam, że na razie powinnaś się skupić na umocnieniu swojej pozycji i zyskaniu sprzymierzeńców. Może i możesz liczyć na ród Kuchiki i Miyagi, ale jeśli dojdzie do wojny domowej, nic ci to nie da. Potrzebujesz wszystkie rody po swojej stronie, przynajmniej te niezwiązane z konfliktem.
- A nie mam? - zdziwiła się Setsuko.
- Sama mówiłaś, że Yuushiro zażądał twojego odejścia. Ród Shihoin masz już przeciwko. Najpewniej Hikifune, Shutara i Kirinji. Hyosube stoi pod znakiem zapytania. Kira pod znakiem zapytania.
- Nie, no bez przesady.
- Setsuko, obudź się - rozeźliła się Hotarubi. - Konoe może i być wierna Byakuyi, ale nie tobie. O ile w ogóle komuś jest wierna poza samą sobą. Nawet ród Kyouraku może być problematyczny. Shunsui cię lubi, ale co z resztą rodu. Myślisz, że nie będą na niego naciskać, aby stanął przeciwko tobie?
- No dobra… To co mam zrobić.
- Nie wiem, ale musisz ich wszystkich przekonać, że dedykujesz całą swoją uwagę rozwiązaniu i naprawieniu sprawy. Musisz zdobyć ich zaufanie i sympatię.
- To co mam iść od domu do domu z kolędą? - sarknęła Setsuko.
- Nie z kolędą… - Hotarubi uśmiechnęła się pod nosem. - Ale może chodzenie od domu do domu nie jest wcale głupie. Porozmawiałabyś z przedstawicielami rodu sam na sam, bez świadków, bez innych rodów. Łatwiej ich wyczujesz, a i będziesz mogła dostosować nieco wersję w zależności od rozmówcy.
- I będę mogła rozejrzeć się po rezydencji - dodała Setsuko z nadzieją w głosie.
- Tak, to też. Ale uważaj, żeby się nie wydało, że przyszłaś na przeszpiegi.
- Pójdę bez broni. Aby pokazać dobre zamiary.
- Ryzykowne. - Stwierdziła Hotarubi, krzywiąc się. - Może powinnaś, chociaż wziąć ze sobą Yumichikę?
- Nie. Nie chcę go w to wciągać. Zresztą uzbrojony zastępca jedynie zaprzeczy pierwotnej idei. Potrafię się sama obronić, a i łatwiej będzie mi się rozejrzeć.
- No dobrze. Tylko uważaj.
- Pytanie tylko, od kogo zaczniemy - zastanowiła się Setsuko, drapiąc się po brodzie.
- Alfabetycznie?
- A może od największego wroga.
- Czyli?
- Yuushiro i ród Shihoin. Zobaczymy, czy mały Yuushiro ma coś za uszami.
- Już nie taki mały. Przecież on ma już dwie dorosłe córki.
- Cholera, jak ten czas leci - zaklęła Setsuko i przygryzła wargę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz