Jakoś przetrwali do końca dnia, posłusznie wykonując zlecone im przez Renjiego zadania i zapoznali się z nowości ze śledztwa. W rzeczywistości jednak czekali na zmrok i koniec zmiany, aby móc udać się do rezdyencji rodu Hikifune. Zaraz po pracy oboje udali się do domów, żeby ubrać się w coś mniej oczywistego i rzucającego się w oczy. Po tym spotkali się w umówionym wcześniej miejscu.
Nie mieli za bardzo planu na to, jak dostać się na teren rezydencji ani, gdzie będą szukać. Liczyli jednak, że na trafia na jakieś poszlaki. Zaczęli więc od miejsca, do którego powróciła Shurien w nocy, zanim zniknęła. Nie znaleźli jednak żadnego sekretnego przejścia. Zauważyli natomiast, że to ślepy punkt dla strażników.
Oddalili się nieco, żeby udać się na jakiś wyższy punkt i podejrzeć co jest za murem. Wyglądało na to, że znajdowali się po stronie ogrodów rezydencji. Sensowne miejsce, żeby wedrzeć się do środka. Powrócili, więc do tego miejsca.
Popatrzyli po sobie. Taraka wzruszyła ramionami. Nie pozostało im nic innego, jak zaryzykować.
- To idziemy - powiedział Katsuki.
Oboje ostrożnie wspięli się na mur i zajrzeli na drugą stronę. Przed nimi rozpościerał się ogród z altanką w centrum. Oświetlenie było nikłe, zaledwie kilka mniejszych lampek, by uniknąć kompletnej ciemności.
- Co myślisz? - zapytał Katsuki, spoglądając na Tarakę.
- Nie wiem… - wyznała, po czym zamknęła oczy, próbując wyłapać jakiekolwiek ślady reiatsu przyjaciółki, choć szanse były nikłe.
Faktycznie też, nic nie znalazła, a jednak coś jej mówiło, że powinna iść dalej. Jakby przeczucie. A może zwyczajnie znała Shuri wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że ona na pewno tam była.
Skinęli porozumiewawczo do siebie i ruszyli wzdłuż muru przez ogród, kierując się w stronę dalszych budynków.
- Szukacie swojej przyjaciółki? - usłyszeli.
Za nimi stała przepiękna, młoda kobieta. Do złudzenia przypominała Tarace zdjęcia i obrazy Hikifune Arii, o której słyszała opowieści od dziadka i starszyzny rodu. Ale Hikifune Aria była staruszką.
- Duch - wyszeptała Taraka, bo to było jedyne, co przyszło jej do głowy.
W panice chwyciła dłoń Katsukiego i shunpnęła gdzieś przed siebie, byle daleko od tajemniczej kobiety, która napawała ją z jakiegoś powodu przerażeniem. Udało im się oddalić i już mieli się ukryć za rogiem, kiedy zderzyli się z kimś. Jeśli strażnicy ich pojmą, będą mieli przechlapane.
***
Budziła się i znów zasypiała. Majaczyły jej się przedziwne sny. Widziała młodą kobietę zmieniająca się w staruszkę i na odwrót. Widziała piwnicę. Może lochy. Widziała płaczące dzieci. Kilkoro dzieci. Może kilkanaście. Mieniło jej się w oczach.
Nie wiedziała, gdzie jest ani jak długo już tak spała przerywanym snem. Wiedziała tylko, że powinna uciekać, lecz nie miała na to siły. Ktoś lub coś wysysało z niej całą energię, zostawiając jej wystarczająco jedynie na to, żeby nie umarła.
Coś ją tknęło, jakby tchnęło w nią odrobinę energii. Coś do niej wołało. Ledwo mogła otworzyć oczy. Wszystko było zamazane. Widziała jedynie urywki, ale mimo to zdołała się podnieść, opierając się o ścianę.
Odsuńcie się - próbowała powiedzieć, ale nie słyszała własnego głosu. Być może mówiła to jedynie we własnej głowie. Być może to wszystko było tylko snem. Drewniane drzwi dwoiły się i troiły. Użyła całej swojej siły, żeby wycelować w nie demonicznym zaklęciem niskiego poziomu, modląc się, aby to wystarczyło.
Odrzut energii i podmuch powietrza, które zaciągnęło po tym, jak drzwi się rozpadły, pozbawiły jej równowagi. Świat zawirował, a ona uderzyła plecami o zimną posadzkę. Czołgając się, wydostała się z pokoju i parła na przód. Musiała się wydostać. Gdziekolwiek była. Musiała…
Na moment znów urwał jej się film, więc gdy się ocknęła, spanikowała. Spodziewała się, że ktoś już ją złapał, ale nikogo nie było. Podniosła się i opierając się o ścianę, wspięła się po stromych, kamiennych schodach. Tam natknęła się na kolejne drzwi, ale gdy ich dotknęła, otworzyły się pod naporem jej ciężaru, a ona runęła na soczystą trawę.
Świeże powietrze nieco ją oprzytomniło, choć wciąż nie do końca wiedziała, gdzie jest. Widziała inne budynki. Jeden w oddali, ogromny. Musiał należeć do jakiegoś bogatego rodu. Gdzieś między kolejnymi, mniejszymi budynkami mignął jej mur. Racja. Miała uciekać.
Rzuciła się w shunpo w stronę muru, choć trochę ją zarzucało. Potem z czymś się zderzyła i znów urwał jej się film.
***
Taraka była szczerze przerażona. Wciąż ściskała dłoń Katsukiego, gdy z czymś się zderzyli. Myślała, że już po nich. Spodziewała się strażników, ale zamiast nich zobaczyła Shurien, która osunęła się na ziemię.
- Shuri! - krzyknęła Taraka, przyklęknęła przy niej, sprawdzając, czy żyje.
- Nie mamy na to czasu - przypomniał jej Katski. - Musimy przebić się do muru i uciec w Seireitei. Tam będziemy bezpieczni - powiedział, biorąc Shurien i przerzucając ją sobie przez ramię.
Rzucili się desperacko do biegu, choć o dziwo nikt ich nie ścigał. Zobaczyli jednak kobietę z wcześniej, która zdawała się rzucać jakieś zaklęcie. Cudem tylko zdążyli przeskoczyć, zanim złapała ich w jakieś sidła.
- Rezydencja Kira - rzuciła Taraka. - Tam będziemy bezpieczni.
Tam też było najbliżej, zresztą nikt nie odważy się od tak wtargnąć na teren innego rodu. Nie bez alarmu przynajmniej.
Gdy pojawili się pod bramą rodu Kira w środku nocy, strażnicy nieco się skrzywili. Jednak na widok Shurien, otworzyli bramy i wezwali po Konoe oraz medyka.
Ktoś pomógł im zanieść Shurien do najbliższej z komnat i ułożyć ją na łóżku. Zaraz też z paroma innymi osobami pojawiła się głowa rodu z poważną miną.
- Zajmijcie się Shurien - rozkazała kobieta. - Wasza dwójka za mną - zwróciła się do shinigami i ruszyła korytarzem prosto do swojego biura. Tam zaraz po zamknięciu drzwi, zapytała: - Co to wszystko ma znaczyć?
- Znaleźliśmy Shuri, ale obawialiśmy się pościgu. Uznaliśmy, że tu będzie najbezpieczniej - oznajmiła Taraka.
- Tak, ale gdzie ją znaleźliście? Co wiecie?
- Wpadliśmy na nią w ogrodach rodu Hikifune. Uciekała przed czymś, a potem straciła przytomność. Nie wiemy, gdzie była, choć zdecydowanie rzuca to złe światło na ród Hikifune. Nic jednak nie wiemy. Wiedzieliśmy tylko, że gdy zaginęła, kręciła się w tamtej okolicy i poszliśmy to sprawdzić.
- Dobrze - powiedziała po chwili Konoe. - Zostańcie z nami na razie - zaoferowała. - Przyślę kogoś po was, żeby się wami zajął i wydam rozkaz, aby umocnić straże. Nie chcę jednak, aby było widać, że wznieśliśmy alarm. Wyślę posłańca do oddziału szóstego, żeby wiedzieli o sytuacji.
Konoe drżała i młodzi to widzieli. Mimo to starała się zachować pozory spokoju. W rzeczywistości miała ochotę zabrać wszystkie swoje siły i wtargnąć do rodu Hikifune. Wiedziała jednak, że tak nic nie osiągnie. Wywoła jedynie niepotrzebny konflikt. Najlepszym rozwiązaniem było porozmawiać z Byakuyą i poradzić się go. Zresztą wiedziała, że ród Kira nie był tak potężny, a sprawa przekraczała sprawy rodów szlacheckich. Jeden zły ruch i mogło skończyć się wojną domową. Toteż na razie łudziła się, że druga strona również nie zaatakuje.
***
- Myślisz, że nam się oberwie? - zapytała Taraka, gdy już zostali sami, a Katsuki wzruszył ramionami.
- Odnaleźliśmy Shurien. Liczę na jakąś ochronę ze strony rodu Kira - wyznał Katsuki, uśmiechając się lekko. - Inaczej zostaniemy oskalpowani. No może nie ty, skoro jesteś wnuczką kapitana, ale…
- Tu cię zatrzymam. Dziadek nie wyznaje więzi rodzinnych w pracy. Wręcz rzekłabym, że potraktuje mnie gorzej niż kogokolwiek innego.
- Cokolwiek się wydarzy, jesteśmy w tym razem - odparł Katsuki, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Popatrzyli po sobie z uśmiechami na twarzy. Pomimo poważnej sytuacji, byli zadowoleni, że udało im się sprowadzić Shurien żywą. Reszta to był szczegół.
Rozległo się pukanie do drzwi i do środka weszła starsza kobieta. Po stroju sądząc, ktoś koordynujący służbę na terenie rezydencji.
- Nazywam się Tamayo. Pani Konoe prosiła, żebym zajęła się wami. Czy potrzebujecie jakiekolwiek pomocy medycznej?
- Nie. Jeszcze nie - zażartowała Taraka. - Ale może być różnie, gdy wrócimy do pracy.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło. Nie poinformowano jej dokładnie o sytuacji, ale biorąc pod uwagę, że wezwano ją i to w środku nocy, aby zająć się gośćmi, rozumiała, że sytuacja jest raczej specyficzna.
- Czy jesteście głodni?
- Trochę - wyznała Taraka, zerkając na Katsukiego, a on skinął głową.
- W takim razie proszę za mną, zaprowadzę was do jadalni i przygotuję coś do jedzenia. Potem wskaże wam pokoje, w których możecie odpocząć. Nie martwcie się obowiązkami w Gotei 14, Pani Konoe na pewno się tym zajmie.
- Dziękujemy.
***
Obudziła się nagle w środku nocy i chwyciła katanę, mierząc w gardło stojącego nad łóżkiem mężczyzny. Drugą ręką chwyciła Byakuyę za ramię, zeby go obudzić, wyczuła jednak zamiany w jego reiatsu. Musiał się obudzić tak samo jak ona, gotów do użycia demonicznej magii.
- Przysyła mnie Kira Konoe - powiedział młodzieniec, unosząc ręce w geście poddania. - Proszę wybaczyć moje wtargnięcie, ale sprawa jest bardzo delikatna i pilna.
- Mow dalej - powiedziała Setsuko, wciąż nie opuszczając broni, na wypadek, gdyby to było kłamstwo.
- Pani Konoe prosi was o niezwłoczne przybycie do rezydencji. Nie dostałem żadnej informacji poza tym. Posłano już po vice kapitana szóstego oddziału.
- Dobrze - powiedziała wreszcie Setsuko, odetchnąwszy ciężko. - Przekaż, że niedługo będziemy.
- Tak jest - zamedował mężczyzna i zniknął w shunpo.
***
Nie mogła tej nocy spać, więc od razu usłyszała, gdy do sypialni ktoś się wkradł. Nie był to jednak żaden z członków rodziny.
- Nie ruszaj się - ostrzegła, mierząc w nieproszonego gościa demonicznym zaklęciem. - Kim jesteś i co tu robisz?
- Przysyła mnie Kira Konoe - padło. - Vice kapitan szóstego oddziału, Abarai Renji, proszony jest o natychmiastowe przybycie do rezydencji rodu Kira.
- Słyszałeś? - zapytała Rukia, na co odpowiedziało jej chrapanie małżonka. Kobieta westchnęła ciężko i z całej siły łupnęła śpiącego w najlepsze Renjiego w potylicę. Ten aż poskoczył, zrywając się z łóżka w samych spodniach od piżamy. - Masz wezwanie - powiedziała Rukia.
- Powiedz, że zaraz tam będę - mruknął Renji i posłaniec zniknął.
Renji jednak się nie ruszył.
- Konoe Kira cię wzywa - oznajmiła wreszcie Rukia, czując na sobie proszące spojrzenie męża.
- Dzięki - mruknął Renji.
Ucałował ją w czubek głowy, zarzucił na siebie kosode i wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz