Krótkie pukanie do drzwi poprzedziło wejście Setsuko do biura Dwójki. Hotarubi i Mitsuko popatrzyły po sobie.
— Nie za szybko puścili cię z tego szpitala? – zapytała Aizawa.
— Unohana dała mi zielone światło, gdy jej przypomniałam, że moja praca i tak opiera się na siedzeniu za biurkiem – odpowiedziała Setsuko, krzywiąc się na tę myśl. – Poza tym, chcę z tobą coś omówić, zanim dopadnie mnie niezadowolona Rada.
— Przynieść coś do picia? – zapytała Mitsuko.
— Nie trzeba, Mitsu – odparła Hotarubi, po wymianie spojrzeń z Setsuko. – Zrób sobie przerwę.
— Dobrze – odparła Mitsuko i skinąwszy głową, wyszła.
— Co jest? – zachęciła przyjaciółkę Hotarubi.
— Zacznę od mniej poważnej, ale równie ważnej sprawy – zadeklarowała Setsuko i zmarszczyła brwi. – Weź się ogarnij, bo Shuuhei się o ciebie martwi. Pół godziny mi psioczył w dzień festiwalu, bo mu się wydaje, że ja jestem wszechmocna chyba.
— Nie rozumiem – strapiła się kapitan Dwójki. – Na co psioczył.
— Na twoje poczucie winny i domniemane powinności względem mnie. Już ci to mówiłam raz, ale powtórzę, bo chyba kurwa nie dotarło – warknęła Setsuko. – Było minęło. Podczas wojny obie sporo wycierpiałyśmy. Zarówno pierwszej jak i drugiej. Chyba czas sobie wybaczyć, a zarazem przestać zrzucać na mnie winę o własne uczucia, z którymi ty nie umiesz sobie poradzić.
— Ale ja…
— Koniec w tym temacie. Po tylu latach mogłabyś się już przestać zadręczać, bo dla odmiany mnie zadręczy twój mąż – westchnęła Setsuko, po czym uśmiechnęła się przelotnie. – A ja się zadręczona czuć nie chcę.
— Dobra – padło w odpowiedzi i Hotarubi odwzajemniła gest. – A bardziej poważna sprawa?
— Jako że właśnie wróciłam do obowiązków, Rada może mnie wezwać w każdej chwili, gdy tylko zwęszy ten fakt.
— I?
— I oczywiście będą niezadowoleni z tego, że miecz Makoto został skradziony. Bo tylko oni wiedzieli, że mam go mieć, o ile ktoś się nie zorientował, jak na przykład Shuri.
— I jak mam ci pomóc?
— Shuri domyśliła się, że to fałszywka – oznajmiła Setsuko. – Nie wiem, jak grupa śledcza sama w sobie, ale zdaje się, że Shuri domyśla się sytuacji i bardzo możliwe, że podąży tym samym tokiem rozumowania co my.
— To chyba dobrze nie?
— Nie. Wolałabym to sama rozwiązać. Bo jeśli masz rację, że to sprawka szlachty, to sprawa jest poważna, ale też bardzo delikatna.
— No tak. Oficjalne śledztwo może jedynie rozdmuchać problem i z małego ognia zrobi się pożar – domyśliła się Hotarubi.
— Im szybciej rozwiążemy sprawę, tym lepiej. W zależności od naszego śledztwa będę musiała albo wstrzymać oficjalne śledztwo, albo dać im działać.
— Rozumiem.
— I teraz się zastanawiam. Załóżmy… Załóżmy, że to faktycznie któryś z rodów, a więc któryś z członków Rady – zaczęła Setsuko. – To moje pytanie jest takie, czy powinnam im powiedzieć, że skradziono fałszywkę. Otóż jest szansa duża, że już to wiedzą, jeśli miecz od razu dotarł do Makoto. W zależności, gdzie on przebywa. Ale jest taka szansa, tym bardziej że minęło kilka dni.
— W takim razie powinnaś powiedzieć. To uspokoi sprawę, inaczej pewnie na ciebie naskoczą. Ci, który za tym stoją dla pozorów, a reszta z niewiedzy.
— No dobra. A druga część, to czy powiedzieć im, gdzie miecz jest naprawdę?
Hotarubi zmarszczyła brwi i milczała chwilę, nim otworzyła usta, aby odpowiedzieć:
— Chcesz zastawić pułapkę.
— Tak, ale muszę to dobrze rozegrać. Jeśli podam im prawdziwą informację i ktoś spróbuje się włamać, będę miała potwierdzenie, że to ktoś z Rady – wyjaśniła blondynka. – Zarazem może to być oczywiste i mogą tego nie łyknąć. Z drugiej strony, potrzebują miecz, bo sam Makoto na niewiele się zda. Liczę, że desperacja wroga, skłoni go jednak do zaryzykowania.
— Rozumiem. To prawda, że takie zagranie zawęzi grono podejrzanych i to dosyć mocno. Z drugiej strony, jeśli coś pójdzie nie tak i stracisz miecz, będą z tego kłopoty.
— Wiem. Jeśli wróg dostanie miecz, będzie mógł zrobić, cokolwiek planował zrobić z pomocą Makoto. Dlatego myślałam o tym, żeby zapieczętować miecz w swoim biurze w dawnym sejfie na Innocence. Sejf, alarm, moja obecność, obecność całego oddziału shinigami. Kminisz?
— Rozumiem.
— Poza tym, nie chcę, aby przy okazji zgarnęli jakiś inny miecz na zaś, jeśli zostawimy go w magazynie razem z resztą.
— To jest jakiś argument – przyznała Hotarubi. – A co jeśli miecz zostanie faktycznie ukradziony? – Setsuko wzruszyła ramionami na to pytanie. – No właśnie.
— Cóż… Podejrzewam, że wtedy dowiemy się, jaka jest kolejna część planu.
— Rozmawiałaś o tym z Byakuyą?
— Tak, ale nie podoba mu się ten plan. Tylko że ja uważam, że nawet jak nic nie powiem, to wróg i tak spróbuje celować w magazyn. Czyli ryzyko takie samo, a jeśli zmienię lokalizację, może przynajmniej się czegoś dowiem.
— Mogę spróbować wyznaczyć kilka osób do obserwacji oddziału z zewnątrz – zaproponowała kapitan Dwójki.
— Nie. Nie ma sensu przyciągać więcej uwagi na Dwójkę, poza tym to może zniechęcić wroga.
— To jak mam ci pomóc? – Hotarubi rozłożyła bezradnie ręce.
— Nic w sumie. Potrzebuję kompana do dyskusji, aż uda mi się zdecydować.
— Czyli w sumie rozmawiasz ze sobą – zaśmiała się Hotarubi. – Do usług…
— Chciałam poznać twoje zdanie. Nie jestem dobra w te klocki, kiedy chodzi o szlachtę i inne niuanse.
— Wydaje mi się, że Byakuya jest tu bardziej kompetentnym doradcą.
— I strasznie nieelastycznym, jeśli chodzi o metody.
— To dobrze, bo ty dla odmiany za bardzo naginasz czasem zasady. Dobrze, że masz u boku kogoś, kto cię czasem naprostuje. Poza tym i tak zrobisz, co zechcesz.
— Też racja – zaśmiała się Setsuko. – Nie wiem, ale przede wszystkim muszę wreszcie zdobyć jakieś informacje. Zabija mnie to czekanie. Grupa śledcza świetnie się spisała, bo w bardzo krótkim czasie pokryli wszystkie możliwe tropy, oszczędzając mi czasu i energii. Zaczynam mieć jednak wrażenie, że masz rację i sprawa nie będzie tak prosta, jak jakiś zwykły złoczyńca z zewnątrz.
— Wiele się zmieniło w czasie twoich rządów – zauważyła Hotarubi, gestykulując zamaszystymi ruchami. — Nie każdemu się to podoba, a wiesz, jaka jest szlachta.
— No wiem i właśnie dlatego nie chciałam być jej częścią.
— A jednak wyszłaś za Byakuyę, więc chyba za późno na narzekanie.
— No. Fest nie przemyślałam tej decyzji – zażartowała Setsuko. – Ale z drugiej strony wyjście za Byakuyę było chyba najlepszą decyzją w moim życiu.
— Też tak uważam. On przynajmniej nie spotyka się nadmiernie często z twoimi przyjaciółkami.
— No nie – mruknęła Setsuko. – Czekaj. Co? Co Shuuhei robi?
— A bo… Nie no głupie takie. Wiem… Przecież wiem, że mnie nie zdradza z Corrie. Ale wiesz… Ostatnio strasznie dużo spędza z nią czasu. Właściwie odkąd podejrzenia o zniknięcie Makoto padły na Dwójkę – wyjaśniła kobieta. – Jakby się próbował od tego odciąć. W sensie wiem, że jest na mnie zły, ale…
— No przestań. W końcu mowa o Shuuheiu. Jest w tobie absolutnie wciąż zakochany, inaczej nie zmyłby mi głowy, że się poświęcasz. A poza tym Corrie. No weź. To Corrie. W życiu nie zrobiłaby tego Izuru. Ani tobie.
— Ja już sama nie wiem. Ostatnimi czasy narzekała, że Izuru spędza nadmiernie dużo czasu ze swoją kuzynką, Konoe. Wiesz, ludzie się zmieniają.
— A wiem. Ta zaraza jest wszędzie – skwitowała Setsuko, krzywiąc się z niesmakiem. – Corrie pewnie żali się Shuuheiowi na Izuru, bo ona się z Konoe nie lubi tak jak ja. A Shuuhei pewnie psioczy na to, że wzięłaś sprawę na siebie, żeby mnie chronić.
— Pewnie tak, ale i tak nie mogę nic poradzić, że czuję się niespokojna.
— No to porozmawiaj z nim, na Króla Dusz.
— No i co ja mu powiem? – zapytała Hotarubi. – Słuchaj, Shu. Zdradzasz mnie z Corrie?
— No to sama widzisz, że to absurdalnie brzmi.
— No wiem…
— Ale znam to uczucie. Jak ten raz podejrzewałam, że Byakuya coś… A on wtedy zwyczajnie trenował Itsuko, żeby mogła lepiej zapanować nad swoim zampakuto. Tylko się wygłupiłam, podejrzewając go o zdradę.
— Ale to mowa o Byakuyi. On nie jest do końca człowiekiem. To jest cyborg i on kocha tylko ciebie. A my, zwykli śmiertelnicy, niestety miewamy czasem słabość do tego, co nie jest nasze.
— Mówisz z doświadczenia? – podchwyciła Setsuko, prostując się. – Czyżbyś? Nie martw się, nic nie powiem Shu.
— Nie. No coś ty – ofuknęła ją przyjaciółka. – Powodzenia u facetów mam aż potąd – dodała, wskazując ręką nad głową.
— Oh?
— Ostatnio łazi za mną dzieciak z oddziału. Przyjaciel Shigeru chyba. Widziałaś go ostatnio.
— No wiem. Ale w sumie nawet nie wiem, co tam się u moich wnuków dzieje ostatnio – wyznała blondynka. – Musiałabym pogadać z Hiroyą, ale wątpię, że on będzie wiedział więcej. Najlepiej jak sama pogadasz z młodym, skoro to jego kumpel.
— No tak, ale dzieciak łazi za mną. Albo co chwile kręci się koło okna i gapi, albo wpada z herbatą i jakimś poczęstunkiem. No miłe to, jasne. Tym bardziej że zrobił się śmielszy ostatnio. Pewnie chciał mi poprawić humor – tłumaczyła Hotarubi. – Ale zaczyna mnie to martwić, bo nie chcę zranić jego uczuć, ale będę musiała to w końcu ukrócić.
— Czyli masz adoratora. I to młodszego. Powinnaś to raczej potraktować jako komplement, a nie zmartwienie.
— Tak? To pogadamy, jak będziesz też takiego miała.
— Ależ ja mam – oburzyła się Setsuko. – Ja mam cały, oficjalny fanklub. Normalnie mają regularne spotkania. Zarówno chłopcy, jak i dziewczęta tam są.
— Ale fanklub to inaczej. Oni cię podziwiają jako wzór do naśladowania.
— A wcale, że nie. Co rusz ktoś zostawia z Yumi czekoladki dla mnie i inne duperele albo próbują cyknąć mi fotki z ukrycia, jak tylko wyjdę z oddziału. Na początku też się wkurzałam, ale nie mogę im zabronić, skoro nie łamią prawa. Tylko muszę się pilnować, jak jestem poza domem.
— Toś mnie pocieszyła.
Setsuko wzruszyła ramionami, a Hotarubi zrobiła po chwili to samo i zaczęły się śmiać.
***
Miała rację. Posłaniec Rady dopadł ją, ledwo wróciła z Dwójki do swojego biura. Nie zdążyła nawet usiąść, a o herbacie nie wspominając. Przybrała bojową minę i ruszyła do wyjścia. Cofnęła się jednak do biurka, wyciągnęła z niego opakowanie przeciwbólowych i wycisnęła dwie. Po chwili namysłu wycisnęła z opakowania kolejne dwie i połknęła je, krzywiąc się. W duchu przeklinała, że nie miała nic do popicia.
Niedługo później stawiła się w sali zebrań Rady. Przebiegło tak, jak myślała. Znaczna część, oprócz kilku bliskich jej członków, rzucili się na nią z pretensjami. Do tego stopnia, że nie mogła dojść do słowa. Dopiero interwencja Kyouraku i Byakuyi dała jej szansę coś powiedzieć.
Wtedy zarzuciła przynętę. Wyjaśniła, że miecz był fałszywy i całość była zaplanowana, żeby zdobyć informacje. Dzięki temu zdobyli rysopis kobiety. Zaś prawdziwy miecz spoczywa w jej biurze bezpieczny, chroniony przez kilka różnych zabezpieczeń. Kazała im czekać i dać robić swoje. Jej obowiązkiem jest chronić Soul Society.
W rzeczywistości jednak zamierzała tylko czekać, choć nie wiedziała, jak długo przyjdzie jej to robić. Dni mijały. Jej rana już się zagoiła i pozostała jedynie blizna. Jedna z wielu nabytych przez lata walki, ale Byakuya nigdy nie narzekał.
To wtedy, gdy zaczynała tracić nadzieję, że jej pułapka się powiedzie, gdy w budynku rozgorzała walka. Wyczuła to na bazie podniesionych poziomów reiatsu oraz wybuchu, który nastąpił zaraz po tym.
***
Yumichika chwilowo kręcił się po głównym holu. Nie było dużo pracy, zresztą Setsuko kazała mu mieć oko na otoczenie. Toteż ostatnie kilka dni bawił się w coś w rodzaju recepcjonistki w oddziale pierwszym. Często odbierał dokumenty już na wejściu, niby mimochodem, kręcąc się pomiędzy pomieszczeniami a biurem i parząc herbatę.
Dotychczas nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, więc zaczynał się trochę nudzić. Wiedział o planie Setsuko i ufał przyjaciółce, ale zaczynał wątpić, że to ktoś z członków Rady. Wiedział o niej dość sporo, jako że był wieloletnim partnerem obecnej głowy rodu Nimaya.
Gdy poznał Arashiego, nigdy nie sądził, że ten kiedyś stanie się głową rodu. Jego rodzice nie pochodzili z głównej gałęzi, ale poprzedni przywódca miał tylko córkę, która nie była zainteresowana tymi sprawami, a później nawet odcięła się od rodziny. W efekcie następcą został mianowany Arashi i przejął obowiązki kilka lat wstecz po śmierci swojego wuja.
— Wszystko w porządku? – zapytał, spoglądając na nowoprzybyłego mężczyznę.
Co prawda wątpił, aby coś było na rzeczy, ale zobligowany był się upewnić. Zresztą nieco się zmartwił, bo mężczyzna był stosunkowo młody, choć dosyć pękaty. Pocił się jednak obficie nie tylko na bladej twarzy, ale cały.
— Eh? Ah. Tak – wybełkotał tamten. – Dziękuję.
— Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze, może powinieneś się przejść do Czwórki? – zaproponował z troską Yumichika. – Z którego jesteś oddziału?
— Eh? Ja… — Mężczyzna przeczesał nerwowo brązowe włosy dłonią. – Z Piątki.
— Mogę powiadomić twojego kapitana, jeśli źle się czujesz, że udałeś się do jednostki medycznej – nalegał Ayasegawa.
— Nie, nie – odparł pospiesznie tamten. – To tylko zmęczenie. Nie mogłem spać. Siedziałem całą noc z kumplami, pijąc. Głupek ze mnie.
— E tam, każdemu z nas się może zdarzyć – zaśmiał się Yumichika. – Gdybyś jednak poczuł się gorzej, idź do Czwórki. I wyśpij się dzisiaj.
— Spróbuję – obiecał skruszony shinigami, drapiąc się po potylicy i odszedł.
Ayasegawa wzruszył ramionami, jakby sam do siebie. Odwrócił się w stronę okna, próbując sobie przypomnieć, co robił przed tą rozmową, kiedy zauważył znajomą postać. W pierwszej chwili miał wrażenie, że to Corrie wpadła z wizytą, ale jasne, blond włosy jasno mówiły, że to nie może być ona.
— Shizu! – uradował się. – Dokumenty od Toshiro?
— Dzień dobry – odparła spokojnie Shizuko, ale uśmiechnęła się. – Tak. Kapitan Hitsugaya wysłał mnie z tym – oznajmiła, wręczając mu dokumenty. – Rozumiem, że mogę je zostawić. Słyszałam od znajomej, że vice kapitan kręci się ostatnie dni przy wejściu.
— Setsuko przegoniła mnie z biura – skwitował Yumichika. – Ma sporo pracy i potrzebuje spokoju. Wpadam tam tylko podrzucić większą ilość dokumentów na raz.
— Rozumiem. Pani generał musi mieć sporo na głowie.
Nagle nastąpił wybuch. Yumichika odruchowo zasłonił Shizuko, skanując otoczenie. Tumany kurzu zasłaniały widok, ale wyraźnie czuł podniesione reiatsu. Przypominało mu o młodym mężczyźnie, z którym rozmawiał chwilę temu. Gdy kurz opadł, zobaczył kilku swoich podwładnych pod gruzami zniszczonej ściany.
— Cholera – zaklął pod nosem. – Shizu, uciekaj – powiedział. – I powiadom Czwórkę. Ja zajmę się nim – dodał. – Hej! Shizu! – zawołał, widząc, że dziewczyna go nie słucha.
Co prawda wyciągnęła telefon, zapewne próbując skontaktować się z oddziałem czwartym, to jednak wbrew jego rozkazom, próbowała wydostać poszkodowanych spod gruzów i pomóc w ewakuacji.
Yumichika pokręcił głową z dezaprobatą, ale nie interweniował. Shizuko była utalentowana, jak oboje jej rodziców. Sam więc skupił się na chłopaku z Piątki, aby nie było już więcej rannych.
Zablokował cios mieczem. Chłopak był silny i dość umiejętny, ale był żadnym przeciwnikiem dla weterana wojny, choć Ayasegawa nie lubił tej nazwy. Była taka niepiękna.
— Co ty wyprawiasz? – fuknął Yumichika, wyraźnie oburzony. – A byłem dla ciebie taki miły – dodał pod nosem. – Czyżbyś przyszedł zabrać miecz?
— Miecz? – Shinigami na chwilę stracił rezon, wyraźnie szukając w pamięci informacji o mieczu. – Przyszedłem zabić generał Setsuko – oznajmił w końcu, jakby odnawiając swoje postanowienie.
— No to generalnie powodzenia – sarknęła Shizuko, która właśnie wydobywała ostatnią ofiarę ataku ze zniszczonego pomieszczenia służbowego i szykowała się, aby dołączyć do Ayasegawy. – Pani generał to nie twoja liga. Nawet ja mogłabym cię pokonać z takim reiatsu, a jestem tylko szeregowym shinigami.
Pomimo powagi sytuacji, na twarzy Ayasegawy pojawił się przelotny uśmiech wywołany komentarzem Shizuko.
— Prawda – przytaknął. – Zresztą będziesz mógł to zweryfikować, bo Setsuko już tu jest – oznajmił, dostrzegając przyjaciółkę po drugiej stronie zniszczonego holu. Pomiędzy nimi znajdował się shinigami z Piątki. – Setsuko, uważaj na niego.
— Co do… — warknęła kobieta, marszcząc brwi.
Mimochodem sięgnęła ręką do rękojeści katany.
— Ja… Ja przepraszam – wybełkotał mężczyzna, zanim rzucił się z mieczem na kobietę. – Ja nie mam wyboru. Muszę to zrobić.
— O czym ty mówisz? – zapytała blondynka, bez problemu odpierając atak i kontrując.
Starała się przy tym nie zranić biedaka, bo miała nieodparte wrażenie, że nie robił tego z własnej woli, a przymusu właśnie. Coś zdecydowanie nie pasowało w tym wszystkim. Co prawda dawał z siebie wszystko, ale wyraz bólu na jego twarzy mówił jasno, że wcale nie robił tego z zawiści. Właściwie jego twarzy wyrażała poczucie winy, a jego słowa zdały się jedynie to potwierdzać.
— Porozmawiajmy – zaproponowała Setsuko, zastanawiając się jak najlepiej go obezwładnić bez robienia mu krzywdy. – Kto kazał ci to zrobić? Mogę ci pomóc, ale musisz odłożyć broń i ze mną porozmawiać.
— Nie! – przeraził się mężczyzna.
— Ktoś ci zapłacił? Szantażował? Myślę, że tak właśnie jest. Zastraszyli cię? – dopytywała spokojnym, aksamitnym głosem, ale shinigami w odpowiedzi uwolnił formę miecza. – Cholera. Yumi, Shizuko, wynoście się stąd! – krzyknęła, nie wiedząc jakiej destrukcyjnej mocy może się spodziewać.
Przed atakiem powietrznych ostrzy ochroniła ją tarcza stworzona za pomocą demonicznej magii. Choć ta pękła po chwili, spełniła jednak swoje zadanie.
— Ja nie chcę umierać – zawył mężczyzna.
— Jak masz na imię? – Setsuko postanowiła podejść go z innej strony.
Na razie odpierała ataki, próbując wciągnąć go w rozmowę.
— Ritsuki… Ritsuki Amane – powiedział, wciąż wymachując kataną, choć nieco mniej zajadle.
— Który oddział?
— Piąty – wyznał niechętnie, jakby się wstydził. Po chwili dodał: — To i tak bez znaczenia. Oni mnie zabiją, bo nie umiałem wypełnić zadania.
— Kto cię zabije? Kto kazał ci mnie zaatakować?
— Nie wiem – załkał mężczyzna. – Napadli mnie wczoraj w nocy. Zabrali gdzieś. Nie widziałem ich twarzy, bo mieli maski – po tym znów wznowił ataki.
Kolejny cios bankai, ale Setsuko go uniknęła, pozwalając zniszczyć mu kolejną ścianę. Zastanawiała się jednak, czy nie powinna wypchnąć walki na zewnątrz. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że obawiała się o bezpieczeństwo swoich podwładnych. Nie chciała, aby ktoś oberwał rykoszetem. Nie byłoby też dobrze, gdyby któryś z kapitanów wtrącił się do walki, bo wtedy niczego nie wyciągnie już z Amane, który zdawał się powoli nabierać do niej zaufania.
— Powiedz mi dokładnie jak to było. Ochronię cię.
— Nie. Nikt nie może mi pomóc. Tylko jeśli wypełnię ich rozkaz.
— Kim są oni? – powtórzyła Setsuko, licząc na więcej szczegółów.
— Nie wiem. Mówiłem już! – Kolejny atak, ale mężczyzna wyraźnie zaczynał się męczyć. – Dwóch mężczyzn napadło mnie. Gdzieś mnie zabrali i wstrzyknęli mi coś. Powiedzieli, że to trucizna aktywowana zdalnie. I umrę, jeśli nie zaatakuję pani generał i oddziału pierwszego.
— Setsu! – krzyknął Yumichika, który powrócił wbrew rozkazom, zbytnio martwiąc się o przyjaciółkę, jako że walka wciąż się przeciągała.
— Zostań tam – kazała, zanim wszedł do budynku. – Wezwij Kisuke i Unohane! Muszą się nim natychmiast zająć!
— Co? – zdziwił się Ayasegawa, wyraźnie nie wierząc w rozmowę, której kawałek usłyszał.
Widząc jednak poważną minę przyjaciółki, skinął głową i zniknął. Ritsuki niedługo później się zmęczył i walka ustała. Do budynku wpadli shinigami z Dwójki z Hotarubi na czele, zanim Setsuko zdążyła zainterweniować.
— Zostawcie go – rozkazała, rzucając Hotarubi porozumiewawcze spojrzenie, a ta dała znak swoim podwładnym, aby się wycofali.
— Co się dzieje? – zapytała, ale Setsuko zignorowała to pytanie i zamiast tego zwróciła się do Amane:
— Pomoc jest już w drodze. Jeśli to, co mówisz, jest prawdą i coś zagraża twojemu życiu, Kisuke i kapitan Unohana będą umieli ci pomóc – wyjaśniła, ale w tej samej chwili mężczyzna skrzywił się z bólu i chwycił ubrania na klatce piersiowej, niemal rozrywając materiał. W ostatniej chwili złapała go, zanim upadł i ostrożnie zsunęła się na ziemię wraz z nim, amortyzując uderzenie. – Trzymaj się – powiedziała z desperacją w głosie.
— Nie chcę… Umierać – powiedział mężczyzna.
I Setsuko również nie chciała, aby umarł. Był zbyt młody, aby umrzeć. Zwłaszcza w tak okrutny sposób. Był dużo młodszy nawet od jej dzieci. Próbowała go leczyć, używając techniki, której dawno temu nauczył ją Izuru. Jeszcze gdy pracowała w Akademii. Jednak to nic nie dawało. Widziała, jak z oczu Amane znika iskierka życia.
— Setsuko, są – Yumichika pojawił się tuż obok wraz z Kisuke i kapitan Czwórki.
— Ratujcie go – poprosiła z błagalnym wyrazem na twarzy.
Unohana położyła dłoń na jej ramieniu, a Kisuke pokiwał przecząco głową. Oboje widzieli, że było już za późno, ale Setsuko nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Wciąż ściskała w ramionach ciało mężczyzny. W końcu zaklęła wściekle, a w jej oczach pojawiły się łzy.
— Dowiedzcie się, co to była za trucizna. Chcę znaleźć tego, kto to zrobił. Osobiście dorwę gada i uszykuję mu o wiele gorszą śmierć.